sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział Dwudziesty siódmy~ Historia~


Nie wiadomo skąd, pojawiła się Rada, która zabrała czarnych magów i Lisanne do więzienia, członków Fairy Tail do specjalnie przygotowanych, namiotów. Po uleczeniu ran i badaniach, każdy mag musiał złożyć wyjaśnienia i opowiedzieć całą historie, zajęło im to tydzień. Choć wrócili już do Magnolii, to nadal przebywali w budynkach Rady pod kluczem. W jednym pokoju zebrali się Makarov, Natsu, Gray, Cana, Laxus, Mira, Levy, Gajeel, Erza, Jellal, Juvia i Wendy miejli mieć rozmowę z jakąś ważną osobą. Wszyscy oczekiwali na to co się z nimi stanie. Siedzieli wokół dużego stołu na kolanach Salamandra siedziało małe zwierzątko, które pojawiło się po śmierci Lucy… Choć mieli nadzieje że… ktoś wszedł do pokoju, był to jakiś starzec, nawet starszy od ich Mistrza. Spojrzał po koleji na każdego maga, i małe zwierzątko
- Witajcie Magowie z Fairy Tail. Nazywam się Kenji. Jestem dziadkiem Lucy. Spokojnie z pytaniami. Najpierw opowiem wam historie Lucy, gdyż ja za wszystko odpowiadam: Moja córka była piękna, była bardzo podobna do Lucy, nazywała się Layla. Ja pracowałem w Magnolii, jako członek rady, z pokoleń na pokolenia, nasza rodzina posiadała moc magiczną, ja władam ziemią, ona władała tak jak Lucy Gwiezdną Magią. Gdy miała siedemnaście lat strasznie się pokłóciliśmy, chciała zwiedzać świat, przeżywać przygody, znaleźć przyjaciół. Nie chciałem do tego dopuścić ponieważ, objawiły mi się we śnie cztery gwiazdy. Powiedziały mi przepowiednie „Piękna twa córka, piękna, serce bestii zmięknie, na jej dobroć i piękno. Kochać się będą niezmiernie… Powstanie ona, ta co świat uratuje lub go zniszczy… niech twe istnienie zdecyduje… Czy istnieć ma czy zginąć…” nie wiedziałem co wtedy one do mnie mówią, jaka bestia, kto powstanie. Im bardziej starałem się ją zatrzymać tym bardziej ona się ode mnie oddalała, aż wreszcie uciekła. Szukałem mojej córki latami, lecz ona jak by się zapadła pod ziemię. Nawet ją pochowałem. Lecz wszystko wyjaśniło się w 777 roku, kiedy to smoki zniknęły. Przyszedł do mnie mężczyzna nazywał się Sereburiti, w ramionach trzymał kopie mojej ukochanej córki. Nie wiedziałem wtedy że jest smokiem. Wytłumaczył mi że Layla została zabita, przez czcicieli Zerefa, parę miesięcy wcześniej. Że on załmał zasady, których nie powinien, że musi opuścić nasz świat, i że dziecko nazywa się Lucy. Kiedy się obudziła, spojrzały na mnie oczy mojej córki, tak samo brązowe i pełne niesamowitych iskier. Grzecznie mi się przedstawiła i opowiedziała wiele rzeczy. Pewnej nocy obudziła się z krzykiem, poprosiłem ją żeby mi opowiedziała co jej się śniło : Wiesz dziaduniu śniła mi się śmielć mamy, i jak tatuś się zdenelwował, i pożalł tych magów. Bo wiesz tatuś jest wspaniałym magiem mogącym zmienić się w smoka, takiego wielkiego i złotego, tatuś czasami się zmieniał i lataliśmy po niebie, tak stlasznie wysoko, jedząc gwiazdy. Ech dziadku one są pyszne. Ale śniło mi się że jak lataliśmy, mamę zaatakowali ci stlaszni magowie, mieli czalne płaszcze, krzyczeli że ma mnie im oddać aby służyła ich panu. Że jak się dowie o mnie Lada to mnie zabiją. Mamusia powiedziała że nie, i zawołała Gwiezdne duchy. Ale oni mieli jakąś dziwną magie stlasznie ich laniła. Tatuś zablał mnie kawałek dalej i też zaczął atakować. Ale mamusie tlafił jeden z nich. Upadła. Czułam że jej serce powoli zwalnia, widziałam jak się do mnie uśmiecha i mówi coś do kluczy, które pojawiły się w moich lękach. Stlasznie się bałam, nie wiedziałam co zlobić. Podbiegłam do mamusi, luszałam ale ona nie odpowiadała choć miała oczy otwalte szeloko, jej selduszko nie biło. Z moich oczu popłynęła wtedy woda, telaz wiem ze to są łzy. Bałam się że tatucia też zabiją. Szalpałam mamusią żeby pomogła mi, żeby się nie wygłupiała i wstała, ale ona… ona już… sam wiesz dziadku. Potem tatuś się naplawde zdenelwował, strzęlił w nich Pladawnym Zaklęciem. zabrał mnie i mame w góry, do takiego zamku, daleko. Pochowaliśmy tam mamę. Potem powiedział że on musi się udać w daleka podróż. To było zalaz po tym jak wujek Igneel i  ciocia Chikyū przyszli do tatusia i długo lozmawiali. I powiedział że będę mieszkała telaz z dziadkiem. Stlasznie mi ich brakuje wiesz dziadku.
Wtedy przepowiednia stała się dla mnie jasna. Ona, moja wnuczka była tym czymś co miało zniszczyć lub naprawić świat. Nie wiedziałem co zrobić. Musiałem poddać ją badaniom. Lecz w Radzie znajdowali się poplecznicy Zeref, i chłopiec Smoczy Zabójca, jego matką podobno była ta cała Chikyū. Lecz chłopca, przejęła cząstka duszy Czarnego Maga. Zabrali mi Lucy, nie wiem co się z nią działo. Odesłali mnie w odległe miejsce  dopiero potem dowiedziałem się co zrobiła. Potem zacząłem wszystko zmieniać, w Radzie, aby dzieci smoków mogły spokojnie stąpać po ziemi. Chciałem odpokutować. Ale mi się ostatecznie nie udało, parę dni temu miałem znów sen z Czterema Gwiazdami, które poinformowały mnie że jeżeli Lucy się poświęci i zginie to świat razem z nią, musiałem poświęcić część siebie, by uratować Lucy- rzekł mężczyzna. Magowie patrzeli na niego ze smutkiem i zdziwieniem. Nie wierzyli że Lucy jest pół magiem, pół smokiem. Ale to była prawda. Ale skoro ten mężczyzna poświęcił coś żeby Lucy żyła to gdzie ona jest?
- Tak jak myślałem wtedy- rzekł Mistrz- Smok złamał tabu i związał się z magiem. Co jest srogo zabronione. Dlatego wszystkie smoki zniknęły
- To prawdopodobnie prawda- odrzekł mężczyzna
- Przepraszam pana, ale skoro pan się poświęcił to gdzie jest Lucy?- zapytała pełna nadzieji Wendy
- Nie poświęciłem się tak jak ona. Ona poświęciła swe życie, by zniszczyć obecna, pewną część Zerefa. Życie za życie. Taką mają walutę Cztery Gwiazdy.
- Skoro pan tu jest, tzn.- rzekła Erza,
- Oddałem im całą magiczna moc. Dzisiejszego dnia po tej rozmowie, przyjdą po resztkę, którą mi zostawiły aby, wam wyjaśnić sytuacje.
- To do jasnej cholery gdzie jest Lucy?!- krzyknął i zerwał się z krzesła Natsu
- Siedzi przed tobą- odrzekł mężczyzna, wzrok wszystkich osób, skierował się na zwierzaka, który grzecznie siedział i słuchał staruszka.

- Ten kociak to LUCY?!- krzyknął Laxus
- Tak- odrzekł Kenji, mały kotek spojrzał w oczy mężczyzny i zamiauczał, powoli podszedł do mężczyzny, wskoczył mu na kolana, położył małe łapki na piersi mężczyzny i delikatnie oparł mały pyszczek, starszy mag delikatnie pogłaskał zwierzaka po głowie.
- Wybacz mi moja kochana wnuczko
- Miał, miał, miał, miał- miauczał kotek, i usiadł ze zrezygnowaniem, spuszczając swój czarny łepek. Starszy mężczyzna uśmiechnął się, i przytulił mocno kotka. Po chwili posadził go ponownie na stole, a ten podszedł do Natsu.
- Większość magii Lucy, została rozsiana po różnych światach, są one zaklęte w gwiazdach, macie cały rok by je znaleźć, inaczej Lucy pozostanie w tej postaci. Na mnie już pora żegnajcie- odrzekł mężczyzna, i tak samo jak z ciałem Lucy, oplotła go poświata, zniknął
- MIAAŁŁ, MIAAAŁŁŁ, MIIIAAAŁŁŁ- piszczał przeraźliwie kotek- Lucy. Natsu wziął ją w ramiona i mocno przytulił.
- To naprawdę jest Lucy?- zapytała Juvia
- Tak. Naprawdę mamy spory kłopot- rzekł mistrz
- Dlaczego?- zapytała Erza
- Umowy z Czterema Gwiazdami to najbardziej wiążące umowy w naszym świecie. Spełnią każde twe życzenie, pod warunkiem że wartość życzenia i wartość waluty będzie równa.- odrzekła Levy- Skoro pan Kenji powiedział że mamy rok, to mamy rok od jego zniknięcia. Ani minuty dłużej.
- Mistrzu co teraz?- zapytał Gray
- Nie wiem, naprawdę nie wiem- odrzekł mistrz zakrywając twarz rękoma
----------------------------------------------------------------------------------------------------

I post czwarty.
A dlaczego aż ich tyle?
A bo tak....
Nie no kończę tę serie...
I będzie m\nowa...
Może...
Nie wiem...
Pozdrowionka ^.^

Rozdział Dwudziesty szósty ~ Śmierć~

„Ona. To ona do wszystkiego doprowadziła. To ona jest złem. Nienawidzę jej. Zniszczyć. Zabić. To ona doprowadziła do cierpienia. To ona za wszystko odpowiada. Ona jest potworem. Zniszczyć. Zabić. Zgładzić.” Myśli przelatywały przez głowę Lucy. Jej moc rosła. Złość, wściekłość, cierpienie, krzyki Fairy Tail, napędzało ją. Mroczna aura ujawniła się ponownie wokół Lucy. Tym bardziej widząc jak jej brat całuje Lisanne, słyszała jego słowa jakby z daleka „Dziękuje kochanie”, słyszała krzyki i płacz Miry. Nienawiść rosła. Podeszłą powoli do pary, chcąc zaatakować znienawidzoną dziewczynę.Szybko machnęła ręką w powietrzu na wysokości gardła dziewczyny, lecz inna mroczna siła zaatakowała ją, zrzucając na polanę. Ale udało jej się rozciąć gardło Lisanny, która złapała się za ranę, z której ciekłą strużka czerwonej krwi.
- Nie ładnie siostrzyczko- rzekł Ze… pojawiając się przed nią, również na polanie. Spojrzała na niego morderczym zimnym wzrokiem. Za nią stali ranni i opuszczeni z sił magowie Fairy Tail.
- Myślałaś że pozwolę ci wprowadzić twój plan w życie. Cały czas to ja rozdawałem karty
- Przejrzałeś mnie, ale ją i tak zabiję, rozerwę na strzępy.- powiedziała i zaczęła się trząść ze złości, czuła jak dzika siła jej ojca powoli opanowywać jej ciało nie chciała aby ją taką widzieli jak ona zmienia się w bestie. Ale musi zabić tą znienawidzoną kobietę, ta która za wszystko odpowiadała. Za całe zło jakie spotkało jej rodzinne, lecz jeśli się zmieni, jeżeli zatraci się w mocy, wszyscy zginą, jak nie ona ich zabije, to on. "Opanuj się Lucy. Spokojnie. Opanuj się. Spokój. Potem się na niej zemścisz. Później dasz jej po smakować twojej prawdziwej mocy"
- Oczywiście, przecież zawsze byłaś dobra, do szpiku kości, do najmniejszej cząstki magii. To ja kazałem Lisannie wszystko zrobić. Jest wspaniała prawda. Ale my tu rozmawiamy. A ja mam ważniejsze sprawy na głowie. Musze ich zabić.- rzekł wskazując palcem na ludzi stojących za nią, poczuła że jego moc zaczynała rosnąć- zdecyduj teraz siostrzyczko, co zamierzasz. Czy dołączysz do mnie i mojego nowego świata czy też zginiesz z nimi?
- Czy sądzisz że pozwolę ci stworzyć ci ten świat? Nie jesteś przecież niczyim bratem. Jesteś starym magiem opętującym dusze. Wykorzystujesz je, pragnąc wprowadzić ten swój pokręcony plan w życie.- rzekła Lucy, cały czas patrząc na maga, wiedziała co zamierza, wiedziała co może się wydarzyć-  Widzę zdziwienie na twej twrzy, myślałeś że odpowiednio zapieczętowałeś moje wspomnienia względem ciebie. Nie bądź śmieszny Zerefie. Nie pozwolę ci ich skrzywdzić.
- To prawda jestem w szoku. Więc zginiesz. A szkoda, bo mogłabyś rządzić światem, ze mną. Ale dziś zginiesz- rzekł zimnym głosem mężczyzna i wystrzelił promieniem energii  który rozdzielił się  na wiele innych, Lucy natychmiastowo zareagowała aktywując Tarczę Gwieździstego Smoka, oczywiście to ona cały atak przyjęła na siebie, magia raniła jej ręce i nogi, rozcinając skórę, powodując wiele mały sino- zielonyc siniaków na całym ciele, moc którą przyjęła na siebie powaliła ją na kolana.
- Lucy!- krzyknęła Levi
- Stójcie w jednym miejscu- odrzekła Lucy, nawet nie patrząc na przyjaciółkę. Powstała i wezwała swoje gwiezdne duchy
- Loki, Virgo, Aries, Cancer- krzyknęła, a przy niej się pojawiły, spojrzała na nie i wiedziała że nie musi wydawać im rozkazów, czy też mówić kiedy maja atakować, ich serca i dusze współgrały z duszą i sercem Lucy, której pragnienie było jedno uratować jej jedyną rodzinę- Fairy Tail. Równocześnie zaatakowali. Atakując raz po raz swą magią. Lucy również uderzała wraz z nimi. Używając swych smoczych mocy. Lecz Zeref był za silny i się tylko z nią bawił. Po chwili zaatakował są  magia w duchy wysyłając je powrotem do swojego świata. Lucy wezwała kolejnych przyjaciół- Taurus, Sagittariusa i Scorpio, a sama zaatakowała fizycznie, wiedziała ze musi go dotknąć 5 razy, inaczej z jej planu nici, i wszyscy zginą. Nie nie pozwoli na to, wiedziała również że musi zniszczyć Lisanne.
- AAAAAA- uderzyła mężczyznę ale on również ja uderzył magią, odleciała spory kawałek i zderzyła się z ziemią  widziała że chce ponownie zaatakować jej przyjaciół, znów użyła tarczy, i ponownie to ona odebrała ciosy, krew tryskała z jej ciała, czuła ból w miejscu w której ją uderzył. Wstała, ponownie podbiegła, tym razem z pewnej odległości, upadła na ziemie i ślizgała się po niej, uderzyła w jego nogi, zatrzymując się na nich. Spojrzał na nią z góry, powoli owinął wokół jej szyi nić czarnej magi, wyglądał jak sznur. Podniósł swą mocną ją do góry. Dziewczyna złapała się liny, oplecionej wokół jej szyi. Patrzał na nią zimnym wzrokiem. Widział w niej wielki potencjał. Ale musi ją zabić i te Wróżki również. Zacisnął line z magi mocniej na jej szyi.
„Nie, nie mogę teraz zginać, nie teraz. Jeszcze kawałek jeszcze chwilę. Dam rade. Nie muszę się zatracać”
-Ekh- próbowała oddychać, coraz mocniej lina zaciskała się na jej szyi, jeszcze dwa znaki, tylko jeszcze, kawałek, widziała to wyciągając dwie ręce w wyznaczone miejsca. Lina zacisnęła się mocniej, mocniej, mocniej.
- NIEEEEEEEE!!!!!!- krzyknął Laxus i Natsu, ale było już za późno Lucy przestała oddychać, rozwinął magiczna line z jej gardła  dziewczyna upadła na ziemię, z łoskotem. Nie ruszała się. Jej klata piersiowa nie podnosiła się i nie opadała. Nie słyszeli jej oddechu. Czuli że ciepło jej ciała gaśnie. Z murów, usłyszeli głośny, złowieszczy śmiech
- HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA HA! WSPANIALE KOCHANIE!- krzyknęła Lisanna widząc śmierć tej blondyny. Magowie z Fairy Tail nie wiedzieli co począć. Nie potrafili się ruszyć. Zginęła ta co ich zraniła  lecz to była przykrywka bo chciała ich ratować. Musiałą przejść na stronę zła, by móc ich uratować  A i tak jej się nie udało. Czarny Mag spojrzał na ich przerażone, cierpiące twarze. I kopnął w ich stronę ciało Lucy. Zatrzymało się parę kroków od ich zwartej grupy. Nikt nie potrafił podejść do ciała i sprawdzić czy naprawdę nie żyje.
- No więc Wróżki teraz wasza kolej- rzekł i zaczął wymawiać, szeptem słowa, kumulując tym samym mroczna energie wokół siebie. Gdy zebrał jej wystarczająco dużo. Uśmiechnął się wesoło, wreszcie znikną.
- ZNISZCZENIE ŚWIATÓW!!!- krzyknął mężczyzna, uderzając ogromną kulą w magów. Nie słyszał krzyków, pisków, nic. Tam gdzie stali nadal unosił się kurz. To co zobaczył po opadnięciu kurzu, przeraziło go. Wszyscy magowie, żyli. A jego ostateczna forma magi, która potrafiła zniszczyć wszystko, została zniwelowana. Lucy stała w złoto czarnej poświacie. Patrzyła nieprzytomnym, bez blasku wzrokiem, na twarzy zagościł ten straszny, złowieszczy uśmiech, ręce miała rozłożone, włosy tańczyły wokół jej twarzy. Spojrzała mężczyźnie prosto w oczy, przeszedł go dreszcz. Nie mógł się ruszyć. Zatraciła się w Magi swego ojca i swej matki. W tym czasie nic nie czuła, widziała tylko swoich wrogów- Zerefa i Lisanne, reszta ludzi byłą dla niej za słaba czuła ich moc. A ona nie lubiła zabijać słabych karaluchów, nie sprawiało jej to radości, a jej ofiary miały cierpieć, opierać się jej, krzyczeć, krwawić, płakać. Powoli uniosła się w powietrzu, spojrzała na wszystkich z góry, niespodziewanie pojawiła się przed Lisanną, Zeref nie zdążył zareagować, gdy Lucy dotknęła lewą i prawą ręką twarzy dziewczyny, tam gdzie dotknęła całe ciało Lisanny zaczęło się palić, a z prawej starzeć się, białowłosa upadła na ziemie, krzycząc przeraźliwie z bólu. Zeref cisnął mocą w Lucy, która została zniwelowana tylko spojrzeniem. Maginii pojawiła się przed czarnym magiem, stała wpatrując się w mężczyznę. jej oczy były czarno- złote jak poświata wokół niej, zimne, bez wyrazu, skupione na zlikwidowaniu silniejszych od ciebie, i zła. 
- Nie masz tyle mocy by mnie ponownie zapieczętować- rzekł, dziewczyna nadal patrzyła na niego, powoli podeszła do mężczyzny, a tam gdzie stawiała swe nogi z jednej strony wszystko gniło, z drugiej wszystko ożywało. Ustała przed nim, powoli dotknęła miejsc, na jego ciele, prawa ręka, lewa ręka, prawa noga, lewa noga, miejsce gdzie znajduję się serce. Odeszła od niego kawałek, cały czas nic nie mówiąc, cały czas patrząc na niego nieprzytomnym wzrokiem. Mistrz Makarov zabronił komukolwiek się ruszać. Wiedział o co chodzi. Pradawna magia. Nie mógł jej przerwać. Bo wszyscy by mogli zginać.
- Gwiazdo Północna, Gwiazdo Południowa, Gwiazdo Wschodnia,, Gwiazdo Zachodnia
Jam jest Gwiazda Środka, która łączy i dzieli, która jest początkiem i końcem.
Jako Wasza Droga, jako Wasza Przyjaciółka,
Błagam was o gwiazdy, przybądźcie z mocą, wysychajcie mego błagania,
Jako Wasza Droga, jako Wasza Przyjaciółka,
Zniszczmy zło, rozwiejmy mrok, otrzyjmy łzy,
Jako Wasza Droga, jako Wasza Przyjaciółka,
Dajcie mi moc, dajcie mi moc, dajcie mi moc…-
Lucy cały czas powtarzała słowa, a wokół niej powstawała coraz większa złoto-czarna poświata. Natomiast na ciele Zeref powstały dziwne tatuaże  które rozrastały się wraz z mocą, a on natomiast słabnął. Lucy wypowiadała słowa coraz głośniej, i głośniej.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAaa- krzyknął Zeref padając na twarz i wijąc się bólu. Nikt nie potrafił się ruszyć, nikt nie wydał z siebie ani głosu. Moc Lucy przytłaczała wszystkich, magowie z gildii zaczęli powoli padać, zaczęło brakować im powietrza, byli przerażeni. Lucy nadal stała nad Zerefem, który krzyczał i wił się w męczarniach, u jej stóp, jej postawa była jak wtedy gdy ich atakowała, bez emocji, bez uczuć, znów zatraciła się w mocy. Kiedy całe ciało Zerefa pokryły tatuaże
- Ja Gwiazda Środkowa, niszczę cię zło, zniknij, przepadnij, obróć się w nicość.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA- krzyczał wijąc się w bólach Zeref, powoli jego ciało zaczęło się rozpadać. Powoli i boleśnie jego skóra odczepiała się od mięśni, kawałek po kawałeczku schodziła, rozpadała się jak nadpalony papier na wietrze, stawała się popiołem a wraz z tym zjawiskiem zaczęła, spływać krew, żyły, żyłki i tentnice zaczynały się otwierać, powoli pękać, pstrykać, osuszając ciało maga z krwi, kiedy jego skóra zeszła z całego ciała i pozostała resztka krwi, mięśnie i ścięgna zaczynały pękać powoli, jedno po drugiej, pstrykając przy tym głośno, każde pęknięcie powodowało niewyobrażalny ból, kawałek po kawałęczku jego ciało, paliło i bolało go, „naprawdę się rozpada, traci życie przez taka smarkule”
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA- znów zaczął krzyczeć, teraz jego kości, zaczęły pękać, i rozpadać się w pył, zaczęły się rozwarstwiać jakby jego kości były z drzewa i ktoś łuskał by je w celu zaostrzenia i zdarcia kory, a w raz z tym wszystkie jego narządy powoli wysychały sasysały się do środka, z zawrotną szybkością wysychały na popiół, a wiatr prochy roznosił. Kiedy zniknął, poświata, wokół Lucy zaczęła niebezpiecznie falować. Usłyszeli głos
- Wedle życzenia o Gwiazdo Środkowa, ale cena którą musisz za to zapłacić jej ogromna. Uratowałyśmy ci przyjaciół.  Zapłaty żądamy zapłaty. 
- Jestem gotowa.- usłyszeli głos Lucy
- NIEEEE! Krzyknał Natsu i podbiegł do unoszącej się na niebie Lucy. Poświata zaczęła się zmniejszać, Lucy upadła wprost w ramiona Natsu
- Lucy, Lucy….- mówił mocno trzymając ją mocno w ramionach
- Nat..su- rzekła słabo dziewczyna otwierając swe oczy- Jesteście…. Bezpieczni… ciesze… się. Bądźcie szczęśliwi- rzekła a poświata znów ją otoczyła, czuła ciepło, wiedziała że zmierza do lepszego świata. Do świata gdzie wróci na swe miejsce, gdzie będzie świecić nocą jako Gwiazda Środka, będzie widzieć wszystko, wszystkich, o każdej porze. Powoli, powoli, magia opuszczała jej ciało. Taka była cena za użyczenie mocy Gwiazd.
- LUCYYYYYYYYY NIEEEEEEEEEEEEEE- krzyknał Natsu. Mocno tuląc dziewczynę, która zaczęła znikać, jedna łza spłynęła po policzku chłopaka, padając na znikające ciało dziewczyny. Blask rozjaśnił się jeszcze bardziej, Lucy znikała. Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu otworzył oczy i spojrzał na tą osobę, był to Gray z oczami pełnymi łez, obok niego stała Levi, Erza, Jellal i wszyscy płakali.... Płakali bo stracili najważniejszego i najwspanialszego maga jakiego znali

--------------------------------------------------------------------------------
Post Trzeci :P

Rozdział Dwudziesty piąty ~ Walka i zdrada~


Siedem ogromnych bestii tańczyło z członkami Fairy Tail na polu bitwy, zewsząd słychać było krzyki rzucanych zaklęć, hałas ataków potworów, uderzenia magów nie przynosiły żadnych skutków, jakby potwory, były antymagiczne, rany zadawane ostrzami, mieczami czy też nabojami nie odnosiły żadnych skutków, tym bardziej je rozjuszały. Wielu magów Fairy Tail było rannych, tracili swą magiczną moc, lecz nie tracili nadziei. Na murach zamkowych siedziała Lucy, machając nogami i z uwagą przyglądała się walce. Obok niej stał w brat. Za każdym razem gdy jeden z jej potworów uderzył w któregoś z magów, cieszyła się i klaskała w ręce, śmiejąc się przy tym głośno. Oczy jej błyszczały z radości, że cierpią tak bardzo i tak bardzo starają się nie zginąć. Czasami głośno krzyczała na bestie by te atakowały, a wtedy skakała z radości gdy któregoś z członków raniły. Jej brat patrzył na nią z zadowoleniem, ale w głębi swej cząstki duszy, był przerażony, tym że ona jest taka. Tym że może go zniszczyć, cieszył się zarazem że jest po jego stronie, bo inaczej dawno by było po nim. Po chwili obok nich pojawił się wyraźnie wkurzony Akira.
- Mistrzu czy my też mamy walczyć, czy tylko patrzeć? Nie po to tu jesteśmy! Skoro może ich w jednej chwili ona ich załatwić! To czemu się z nimi bawi! Zawsze mówiłem ci że ona jest za słaba! Że nigdy ich nie zabije!- krzyczał młody chłopak patrząc prosto w oczy mistrza, nie poczuł fali ciemnej magii która wzrastała w Lucy, której chciał przerwać zabawę, wstała i stanęła obok brata. Spojrzała na młodego mężczyznę zimnym, morderczym wzrokiem, uśmiechała się nieznacznie na twarzy, zrobiła krok w jego stronę. Na dole walka ustała, ilość mrocznej energii, spowodowała że bestie przeraziły się swej pani, podobnie było z magami Fairy Tail, każdy z nich poczuł tę moc. Wszyscy spojrzeli w górę, na mury, gdzie Lucy otaczała czarna poświata, a przed nią stał przerażony Akira
- Czyli chcesz walczyć- powiedziała cicho, lecz wszyscy usłyszeli- jesteś taki pewny że potrafisz ich pokonać, bez mojej pomocy, że jeśli by byli w pełni sił tak jak na początku walki to dalibyście im rade. Nie rozśmieszaj mnie Akira- kun. A po co mam ich od razu zabijać. Interesujące jest jak cierpią, krzyczą. No tak ty nie słyszysz ich głosów serc. Jak się boją, jak w środku krzyczą ze strachu, jak patrzą na upadających towarzyszy. To cierpienie jest wspaniałe. Ale w porządku. Skoro tak bardzo chcesz walczyć z nimi. Tak jak miałeś walczyć od początku. Nie ma sprawy. Ale jeżeli mnie nie zabawisz, i będzie to nudna walka. To nie zginiesz z ich ręki tylko mojej- rzekła dziewczyna cały czas roztaczając wokół siebie mroczną energie. Była zła bo tak dobrze się bawiła. Wskoczyła ponownie na mur, spojrzała na magów, wykonała dziwny ruch ręką wszystkie potwory zniknęły oprócz dwóch potworów, które się połączyły
- Auga, Vento- rzekła
- Nie siostro!- krzyknął Ze…, ale było już za późno, wspólny atak trafił w magów Fairy Tail, którzy, nie tylko nie zginęli, ale ich wszystkie rany oraz magiczna moc wróciła, do stanu sprzed ataku. Spojrzeli na dziewczynę czyżby im pomagała? Dlaczego?
- Lucy, dlaczego to zrobiłaś?- powiedział zły Ze…, dziewczyna spojrzała na niego morderczym wzrokiem, ale na nim to nie robiło wrażenia.
- Sam wiesz dlaczego- odrzekła- Akira idź walcz i ich zniszcz, bo inaczej zostaniesz zniszczony- i machnęła ręką na chłopaka, siadając znów na murach. Był wściekły, jak ona mogła im przywrócić moc, lecz teraz może ich zniszczyć. Zeskoczył na pole bitwy i zaatakował, za nim ruszyli inni. Walka była w momentach wyrównana a czasami szala zwycięstwa przechodziła na stronę mrocznej gildii a raz na Fairy Tail. Ze wszą było słychać zaklęcia, Natsu i Gajeel używali swej smoczej siły bez opamiętania, walczyli przeciwko Nakatsu i Akirze.
- Ryk ognistego smoka
- Atak Niedźwiedzia Lodu- Pociski
- Skrzydła Żelaznego smoka
- Atak Bestii Ognia- Piekło- krzyczeli w wirze walki, atakując się na przemian to magią a to fizycznie, kopiąc, uderzając pięściami. Kawałek dalej Erza walczyła z Nanami, podmieniając co chwila swoje zbroje ze względu na magie przeciwniczki,
- Zbroja czarnego giganta- zaatakowała kobietę, która odskoczyła i zaatakowała atakiem geparda- szybkością, tnąc pazurami zbroje Erzy z niewyobrażalna szybkością, Suknia z Yūen, i atakując dziewczynę dwoma mieczami, które lekko ją ranią, lecz ona odskakuje i atakuję kopniakiem z góry, uderzając w prawe ramie Tytani, powodując że ta upadła na kolano. W drugim końcu polany walczył Laxus przeciwko Hanie
-Wściekły Piorun!
- Atak Mieczy Jeża- Pieczęć- krzyknęła kobieta, broniąc się przed atakiem mężczyzny, i ponownie atakując „Atak Mieczy Jeża- Zbrojownia”, wokół kobiety pojawiły się cieniutkie szable, kręcące się z zawrotną szybkością. Niestety nie zdołał obronić się przed wszystkimi i niektóre z nich raniły jego skórę, najbardziej na nogach, czym upadł na jedno kolano.
-Laxus- krzyknęła gdy zobaczyła to Cana, która obok niego walczyła przeciwko Haruto, straciła na chwile z oczu swego przeciwnika, który wykorzystał chwile nieuwagi i mocno oberwała, Atakiem bestii piorunów- porażeniem, efekt był taki że padła nie przytomna na trawę, jej ubranie było nadpalone, skóra w niektórych miejscach była czerwona, krew trysnęła z ran. Mężczyzna zamarł, podobnie jak inni jego towarzysze, nie wiedział że dziewczyna jeszcze żyje, ale widok zbliżającego się do niej maga, przeraził go. Nie, on nie może jej zabić.
-Sięgający Nieba Oszczep Smoka Piorunów- krzyknął zrozpaczony chłopak, i cisnął ogromną ilością mocy magicznej w zbliżającego się oprawce, który się tego nie spodziewał, siła uderzenia była tak wielka że Haruto zderzył się z murami, kaszląc krwią i tracąc przytomność.
- No i dwójka odpadła- rzekła ucieszona Lucy. Natomiast Laxus którego magia, była już na wyczerpaniu przez ten jeden atak, zaatakował fizycznie swoją przeciwniczkę, uderzając kobietę z pięści w brzuch, następnie kopiąc z pół obrotu w żebra, i mocno uderzając w twarz, czym także ona wyładowała na murach. Podbiegł do nieprzytomnej brunetki, wziął w ramiona i zaniósł do Wendy która zajmowała się leczeniem rannych.
- Z nią wszystko porządku- rzekł dziewczyna po szybkim leczeniu, i spojrzała na mocno rannego Laxusa, zajmując się jego ranami, on natomiast ściskał mocno dłoń Cany, patrząc na nieprzytomną. Był za razem dumny i zły, martwił się również jak zareaguje jej ojciec Gildras, przecież mu obiecał że ona nie dozna żadnych poważnych ran. Teraz również martwił się o własne życie. Westchnął głęboko. Kobieta otworzyła oczy, zobaczyła zmartwione oblicze chłopaka
- Laxus- szepnęła dotykając drugą ręką jego policzka.

Na polu walki, Mira walczyła przeciwko  Yumi, na początku obie dziewczyny mierzyły się tylko wzrokiem, nie wykonując żadnego ruchu, żadnego mrugnięcia, prawie żadnego oddechu. Żadna z nich nie poruszyła się nawet o milimetr. Wpatrywały się w siebie. Choć wokół nich trwała zażarta walka o przetrwanie. Niespodziewanie Mira, została otoczona ogromnym wirem wody.
- Kiedy ty. AAAAAAAAAAAAAA- krzyknęła, gdyż wir, przecinał jej ciało w wielu miejscach, spojrzała gniewnie na dziewczynę stojącą naprzeciwko niej.
- DUSZA SZATANA!!!- natychmiastowo jej ciało zmieniło postać, wyrósł jej ogon i skrzydła, ciało pokryte zostało łuskami, spojrzała na swą przeciwniczkę, natychmiastowo zaatakował, uderzając pięścią w twarz dziewczyny, szybko natarła uderzając w brzuch nogą wbijając przeciwniczkę w ziemię.
- Echh, kolejna odpadła- rzekła Lucy- Jakie to nudne.

Jellal walczył przeciwko  Satoru, ale z Satoru, nie poszło mu tak łatwo, tym bardziej że niedaleko niego walczyła Erza. Używał wszystkich swoich zaklęć, ale każde z nich zostało zniszczone przez Atak Jadu Jaszczurki- złamanie. Nie pozostało mu nic innego jak otwarty atak. Zjawił się tuż przed nim, podciął mu nogi i kopiąc w żebra, choć mężczyzna uniknął ostatniego ciosu. Od razu natarł uderzając maga w twarz z wyskoku, Jellal jednak zdążył obronić się, łapiąc atakującego za nogę i mocno cisnął nim o ziemię, raz, dwa, trzy… aż wreszcie obkręcił się wokół własnej osi i puścił nogę przeciwnika, który uderzył w ziemnie głową i stracił przytomność. Erza w tym czasie pokonała Nanami. Na polu bitwy pozostali tylko Gajeel i Natsu włączać przeciwko Akirze i Nakatsu, Juvia walcząca przeciwko Daichi, Gray walczący przeciwko Mio, i Mistrz walczący przeciwko Naoki.
- Nadchodzi mój szpieg- rzekł Ze… spoglądając na las, Lucy spojrzała na niego podejrzliwie na polanę wkroczyły wielki pingwin, miażdżący swym ciężarem magów z Fairy Tail. Po chwili postać pojawiła się na murach obok, rodzeństwa, obejmowała mocno jej brata.
- Wróciłam Kochanie
- LISANNA!!!- krzyknęła Mira- TO TY NAS ZDRADZIŁAŚ!!!

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Drugi post dzisiejszego dnia

Rozdział Dwudziesty czwarty ~ Nie wybaczę~


W Fairy Tail wrzało, wszyscy gotowali się do ataku na mroczną gildie, która poważnie poraniła ich członków. Wszystkie drużyny które wyruszyły na misje, zostały zaatakowane i pokonane przez Fadas Morte. Teraz leczyli rany, w skrzydle szpitalnym. Dziadek wpadł w furie, i zarządził atak, lecz dopiero wtedy gry wszyscy wrócą do dobrych kondycji. Gdy dowiedział się że Lucy przeszła na stronę zła, że to ona pokonała swoich przyjaciół, postanowił się nie powstrzymywać, nie zważając na Rade czy też na to że gildia może zostać zamknięta. Nie wybaczy nikomu kto krzywdzi jego dzieci. Powoli wszyscy wracali do zdrowia, najgorzej szło to drużynie Erzy.
Dziadek siedział na swym miejscu, głęboko zamyślony
- Mistrzu?- rzekła Mira
- Tak
- Jesteś pewny że powinniśmy to zrobić?
- Tak, nadszedł czas
- Wiesz co mnie zastanawia, że większości z ich ran była już zagojona, jakby ktoś ich opatrzył a po drugie skąd oni wiedzieli gdzie się udaje poszczególna drużyna.- rzekła Mira, i odeszła do swoich spraw. Sama również się przygotowywała nie chciała zostawać w tyle, i ramie w ramie walczyć z przyjaciółmi.
Minęły dwa tygodnie wszyscy już wyzdrowieli, byli w bojowych nastrojach, chcieli pomścić swoją porażkę i dać nauczkę tym złym magom. Wiedzieli że mogą zginąć, wiedzieli że ktoś z ich przyjaciół w tej bitwie może stracić życie. Nastał dzień narady, mistrz otrzymał informacje z nieznanego źródła, o owych magach.
- Słuchajcie, jutro wyruszamy! Jest ich 12 odkąd Lucy do nich dołączyła, wiemy jaka magią posługuje się 10 magów, a co do Lucy i jej brata nie jestem pewien, to oni będą najgorszymi przeciwnikami. Z tego co mówiła Erza Lucy teraz posiada dwie bestie na pewno je wezwie. Co do jej brata nie wiem jaką magią się posługuje, musicie na niego szczególnie uważać.- mówił poważny Mistrz- Na tą dwójkę musicie uważać. Pamiętajcie jeżeli sytuacja wymknie się spod kontroli uciekajcie i ukryjcie się, nie szukajcie zemsty, nie próbujcie się mścić, ratujcie swe życia, jesteście mi strasznie drodzy, jesteście moimi dziećmi. Więc proszę was nie popadajcie w ciemności i mrok.- rzekł mistrz,
- AYE SIR!!!- zabrzmiała gildia, wszyscy wypili kufel wina za pomyślność wyprawy. Mira i Elfman udali się do skrzydła szpitalnego gdzie leżała jeszcze nieprzytomna Lisanna. Rany jakie jej zadała Lucy, już dawno się zagoiły, lecz dziewczyna nadal pozostawała w śpiączce. Nikt nie wiedział dlaczego. Pożegnali się z nią i udali się do swoich domów, przygotować się na dzień sądu.


W zamczysku Fadas Morte, wszyscy siedzieli pili i cieszyli się z powodzenia, wróżki nie wychodziły z Magnolii, przez ich ataki. Tylko Ze… był jakiś zaniepokojony, coś ciągle nie dawało mu spokoju. Siedział zamyślony.
- Braciszku co jest?- zapytała Lucy
- Nie wiem co się u nich dzieje. Czuję niepokój. Jak by miało się coś zdarzyć.
- Jasne, wyobraźnie to ty masz. Siedzą i się boją- odrzekła Lucy
- Lucy ma racje Mistrzu- rzekła Mio- Pewnie teraz chowają te swoje ogonki pod stołami i drżą ze strachu. Spuściliśmy im przecież niezły łomot. Oczywiście mogliśmy ich zabić ale zabroniłeś, ale i tak przecież zostawiliśmy ich na skraju śmierci. Możliwe że ktoś umarł. Hi hi hi
- No wiesz Mio- rzekła Hana, i kiwnęła w stronę Lucy
- Oj… Braciszku jak myślisz powinnam wysłać kwiaty i kondolencje- rzekła blond włosa z uśmiechem
- Sądzę że byśmy o tym wiedzieli od naszego szpiega- odrzekł patrząc dziewczynie w oczy, aby wniknąć w jej umysł i sprawdzić jego stan. Przeraził się, cieszyła się ze śmierci jak małe dziecko jak dostaje czekoladę, pragnęła zobaczyć ich zapłakane i zrozpaczone twarze, stojące nad jednym z nagrobków, pragnęła ich bólu i cierpienia, chciała ich wszystkich rozerwać na strzępy, posmakować ich krwi, zaatakować magią i zniszczyć, przeistoczyć w proch. Nie wierzył że ona, mogła się tak bardzo zmienić, najpierw jak pojawiła się przed nim, pragnęła go przekonać aby ten zaprzestał swoich działań, potem wpadła w złość, gdy pozwalał korzystać jej z pewnego urządzenia pokazującego daną osobę, i wtedy zaczęła się zmieniać. Stworzył ją od nowa na swój obraz i podobieństwo, ale teraz się zaczynał jej obawiać. Jej żądza mordu i władzy, mogła być dla niego zagrożeniem. Stała się na tyle silna, że mogła zniszczyć jego. Westchnął i odwrócił wzrok od dziewczyny, obawiając się wnikać w głąb jej umysłu.
- Już mnie przeszpiegowałeś. Eh nadal mi nie ufasz bracie- rzekła i odeszła od stołu zła. Wszyscy patrzyli na tą scenę z przerażeniem, pierwszy raz odkąd się pojawiła odeszła od stołu bez słowa, widocznie zła na zachowanie ich Mistrza. Spojrzeli na młodego mężczyznę, jego twarz pociemniała, brwi ściągnął, grymas wpełzł na jego usta, również wstał i odszedł od stołu, udał się do swojego gabinetu. Nic im innego nie pozostało jak udać się do swoich pokoi, schronić się przed złością rodzeństwa.


Rano z Magnolii wyruszyli wszyscy członkowie, nie mówili ani słowa, wszyscy skupieni, zdecydowani, pragnący zmazać porażkę. Poza bramami miasta cała grupa teleportowała się do lasu w którym stało zamczysko Fadas Morte. Przedzierali się przez las powoli, skupienie, wspominając szczęśliwe chwile jakie spędzili razem, na każdej twarzy członka Gildii Fairy Tail zagościł uśmiech. Każdy z nich nie żałował już niczego, kochał swych przyjaciół, i czuł się kochany przez nich, pragnęli wygrać i się obronić, pragnęli oddać za siebie nawzajem życia, pragnęli wrócić do domu, zrobić wielką imprezę, pragnęli śmiać się i bawić do końca świata. W gildii natomiast obudziła się Lisanna, nie słysząc ani jednego szmeru, ni głosu, wyszła szybko z pokoju. W gildii nikogo nie było, ani jednego członka, podeszła do blatu gdzie zauważyła wiadomość Idziemy zaatakować Fadas Morte, Mira. Przeczytała dwa razy zdanie, i wybiegła do swego domu. „Musze mu powiedzieć” myślała, biegnąc jak najszybciej, gdy weszła do pokoju, wyjęła czarną lakrime z szafki i szybko powiedziała
- Kochanie….
Na skraju lasy, wśród konarów, kryli się magowie Fairy Tail. Obserwowali polanę, a za nią wielkie zamczysko budowane w góry. Mistrz, Laxus, Erza i Jellal, planowali ruchy, gildii, ataki, obronę. Nie wiedzieli czy dostaną się do zamku wiec postanowili zwabić ich w pułapkę na polanie. Lecz nagle zobaczyli na polanie 10 postaci.
- To oni- powiedziała Levi- ale czemu, przecież nie powinni wiedzieć- rzekła przerażona
- Nie dobrze- rzekł Mistrz, wyszedł z lasu i powiedział głośno- Chce rozmawiać z Mistrzem waszej gildii!
- Część dziaduniu- powiedział pojawiający się z nikąd mężczyzna- Dawno się nie widzieliśmy
- Hej Dziadku- rzekła wyłaniająca się za jego pleców dziewczyna
- Lucy. Dlaczego?- powiedział patrząc na nią Makarov i wyczuwając w niej ogromne ilości czarnej magii
- Bo jestem potworem- odrzekła
- Czego ode mnie chcesz Makarov- rzekł mężczyzna przerywając dalszą konwersacje.
- Dlaczego Ze.. nas atakujesz?
- Bo zraniliście moją siostrzyczkę, i nie ja na to wpadłem tylko ona. Nie chciał byś wiedzieć jakie ma myśli i plany względem was- odrzekł
- Nie wybaczę nikomu kto rani moją rodzinę- rzekł mężczyzna i uderzył w dwójkę rodzeństwa magią, lecz oni już dawno stali w bezpiecznej odległości, na murach zamkowych.- ATAK!!!!- krzyknął Makarov. Z lasu wybiegli wszyscy magowie Fairy Tail. Zacżeli atak, dzieląc się na grupy i wybierając sobie magów. Cana, Laxus-Hane, Freed, Mira,-Haruto, Evergreen, Elfman zaatakowali Nanami, Erza i Jellal natomiast zaatakowali Nakatsu i Yumi. Gajeel i Levi- Mio, Juvia i Gray- Satoru, Natsu został zaatakowany prze Akire i Daichi, Mistrz zajął się Naoki.
- Będzie im za łatwo prawda- rzekła patrząc na wybieranie przeciwników- Mogę?
- Nie dasz mi spokoju prawda- odrzekł jej brat i kiwnął głową na znak głowy.
- Xeo, Lume, Auga, Vento, Raios, Néboa, Ferro,- na polu walki pojawiły się ogromne bestie. Magowie Fairy Tail zatrzymali się. Spojrzeli na bestie i przerazili się. Najpierw będą musieli je pokonać żeby przejść do magów.
Raios

Néboa
Vento
Ferro
Auga





-----------------------------------------------------------------------------------------------

Pierwszy post dziś :P

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział dwudziesty trzeci ~ DLACZEGO!!!~


Lucy wyzdrowiała całkowicie, jej moce również się zregenerowały. Wszyscy oprócz niej wychodzili na misje. A ona wraz z bratem lub sama włóczyła się po ogromnym zamczysku. Czytała książki, gotowała, sprzątała. Siedziała w gabinecie brata i podawała mu herbatę. Miała już dość. Czuła się jak jakaś kura domowa. Wszyscy oprócz niej wychodzili na misje, jak przychodzili to opowiadali co robili. Strasznie im zazdrościła. Pewnego wieczoru, gdy wszyscy jedli kolacje i opowiadali co się działo na misji Lucy spojrzała na brata
- Braciszku
- Hymm
- Wiesz zawsze dostaje od ciebie fajne rzeczy, i zawsze jak mi coś obiegach to spełniasz moją obietnice prawda.
- Prawda
- I wiele razy choć zgadzasz się w ciemno i mi obiecujesz prawda.
- Prawda
- Więc braciszku jesteś najsilniejszym magiem?
- Oczywiście
- Nie ma żadnego innego silniejszego maga od ciebie
- Oczywiście
- Nawet te głupie wróżki cie nie pokonają
-Oczywiście
- Mogęwychodzićnamisiezresztą- zapytała Lucy szybko
- Oczywiście- rzekł, i dopiero po chwili zrozumiał o co pytała
- Ha! Nie możesz cofnąć swego słowa- rzekła pokazując mu język, cała grupa patrzyła na niego to na nią. Oblicze mężczyzny pociemniało, pojawiła się kreska na czole. Dał się jej złapać w głupią, dziecięcą pułapkę słowną. Co teraz, przecież oni atakowali ludzi, nie chciał by się o tym dowiedziała, nie chciał by się dowiedziała jakie ma co do niej plany, nie chciał by wróciła powrotem do Fairy Tail, to ona była kluczem całego planu, bez niej nie uda się nic, co teraz, w sumie nadal jest za słaba, nadal nie ma w sobie tyle ciemności co potrzeba, to nie jest w sumie taki zły pomysł. Uśmiechnął się do niej
- Cóż i tak mi przeszkadzasz kręcąc się cały dzień. Zawsze byłaś za bardzo ruchliwa. Dołączysz do drużyny Nakatsu i Akiry. A wy macie się nią opiekować. Ale najpierw wytłumaczę ci po kolacji co robimy.
- Nie bądź nie mądry braciszku, nie jestem głupia, w sumie jeszcze nigdy nie wygrałeś ze mna w szachy, myślisz że nie wiem co robicie. A tym bardziej chciałabym coś zaproponować- rzekła uśmiechając się strasznie, wszyscy przerazili się, widzieli ten uśmiech u swego mistrza, ale nie przerażał ich tak jak jej uśmiech. Uśmiechała się chytrze, z odrobiną złości, szaleństwa i okrucieństwem. Oczy natomiast iskrzyły i błyszczały złowieszczo i ciesząc się z widocznie niebezpiecznego pomysłu.

W Fairy Tail atmosfera od opuszczenia przez Lucy Gildii była nie do zniesienia, wszyscy byli w ponurych, złych humorach. Codziennie dochodziło do kłótni i większych sprzeczek. Misje niektórych członków kończyły się klapą ze względu na przeszkadzających im magów z Fadas Morte, którzy każdą misje potrafili zniszczyć- albo niszczyli połowę miast czy wsi, kontrolowali rabusiów i bandziorów, czy też ranili samych magów z Fairy Tail. Ale że Gildia nie miała na to świadków nie mogli zaatakować otwarcie. Ich sytuacja z dnia na dzień stawała się gorsza. Tego dnia znów była kłótnia pomiędzy Levi a Lisanna. Oczywiście Natsu rozstał się z dziewczyną która nie mogła znieść porażki. Odwrócili się od niej również Erza, Gray i Juvia. Mira z Elfmanem również nie akceptowali nowej siostry. Wielu członków gildii nie chciało mieć z nią styczności. Nadal była w drużynie Erzy.
- Hej pisarko nie miałaś wiadomości od potwora?- zapytała Lisanna podchodząc do stolika gdzie siedziała Levi, ta natomiast spojrzała na nią jak na robaka
- Weź się zamknij flądro i się do mnie nie zbliżaj
- A co mi zrobisz? Przyjaciółeczka przyleci i znów ci pomoże?
- Lisanna idziemy na misje- warknęła Erza stojąc przy drzwiach, i widząc że kroją się kłopoty. Ta zerknęła przez ramię na kobietę i wyszła z gildii. Natomiast Levi siedziała z zaciśniętymi pięściami, a z oczu leciały jej łzy. Zauważył to Żelazny smoczy zabójca, który podszedł do niej, złapał za ręke i wyprowadził z gildii. Znaleźli się na małej polance. Chłopak puścił rękę dziewczyny. Stała a z jej oczy coraz mocniej kapały łzy żalu i złości
- DLACZEGO?! DLACZEGO?! DLACZEGO?! – krzyczała głośno w chmury- dlaczego Lucy opuściłaś nas! Dlaczego pozwalasz jej na to! Dlaczego nie walczyłaś! Dlaczego zostawiłaś Natsu tej idiotce! Lucy wróć!- niebiesko włosa wpadła w histerie upadła na kolana i mocno szlochała, Gajeel nie chciał by „mała” tak cierpiała, nie wiedział co może dla niej zrobić, tak bardzo go to bolało, nie lubił jej łez, nie lubił jej smutku, sam nie wiedział dlaczego nie lubi. Podszedł do niej i mocno przytulił. Jego ciało samo zareagowało na całą tą sytuacje. Dziewczyna chlipała w ramionach chłopaka, ciągle szepcząc „dlaczego”. Trwali w uścisku, aby zmniejszyć swój smutek i bezradność.

Drużyna Erzy już dawno zabrała się za zadanie mieli wyeliminować dziwne bestie które zamieszkiwały pewien, spokojny jak dotąd las. Nikt z pobliskich mieszkańców nie wiedział skąd i dlaczego się pojawiły, były to bestie jak dotąd nie spotykanie w ich świecie. Jedną z nich był wieki, biały niedźwiedź, drugą bestią natomiast była jakby połączeniem paru zwierząt- wilka, psa i lwa. Las w którym się znaleźli był strasznie gęsty, ciężko było im się przez niego przemieścić, szli wiec powoli, słuchając odgłosów dochodzących ze wszystkich stron. Szyli połowę dnia i dotarli na małą polankę. Zbliżała się noc.
- Rozstawmy tu obóz- rzekła Erza- I tak nie znajdziemy tych zwierząt w nocy, a tym bardziej las jest zbyt gęsty- wszyscy zabrali się za rozstawianiem namiotów, rozpalaniem czy też przygotowywaniem posiłku. Gdy wszystko było skończone, usiedli przy ognisku, jedli i próbowali rozmawiać. Ale nikt nie miał ochoty, więc położyli się spać. Gdy wszyscy już słodko spali, każdy w swoim namiocie. Lisanna zmieniła się w mysz, cicho przemknęła do namiotu Natsu, przemieniła się powrotem w siebie. Wpełzła do śpiwora chłopaka, nic nie było by w tym dziwnego gdyby najpierw się nie rozebrała do naga. Przytuliła się mocno i zasnęła. Z dala mały obóz obserwowała trójka magów.
- Heh idioci nawet warty nie wystawili- powiedziała jedna z postaci, mężczyzna
- Nie bądź taki do przodu- rzekła kobieta- Na pewno czuwają.
- Właśnie Akira jak zwykle w gorącej wodzie jesteś kąpany- odrzekł drugi z magów
- Chyba już się dość na spali- rzekł Akira
- Oczywiście. Atakujcie.- rzekła dziewczyna
- Nie będę cię słuchać- rzekł Akira
- Nie ma sprawy, ale na pewno przekaże braciszkowi że jesteś nieposłuszny. I poproszę go bym to ja cię mogła ukarać- rzekła kobieta, uśmiechając się jak zwykle złowieszczo. Chłopaka przeszły ciarki po plecach, pamiętał ją jak pierwszy raz ją zaatakował, nie była taka silna, nie była taka zła, sam już nie wiedział czy Mistrz czy ona nie jest gorszym złem. Stała się bezlitosna, okrutna, nieobliczalna, szalona, straszna, cierpienie innych sprawiało jej przyjemność, a im więcej krwi, połamanych kości, łez i krzyków, tym bardziej się cieszyła i była zadowolona. Wszyscy się jej obawiali, z wyjątkiem mistrza.
- No to co atakujecie czy nie- rzekła i zeskoczyła na środek polany, a za nią oni. Nakatsu swoja mocą rozpalił jeszcze większe ognisko, ogromne światło pojawiło się na polanie, Akira wystrzelił magią w namioty aby te zdmuchnąć, i ukazać magów. Ci natomiast podskoczyli, i w gotowi zaatakowali przeciwników. Ale żaden z ich ataków nie podział
- Kim jesteście?- zapytała Erza gotował do ataku
- Ha ha ha, no wiesz nie poznajesz mnie?- zapytała jedna z postaci i zdjęła swój kaptur- Witajcie- rzekła Lucy
- Lucy!?- krzyknęli wszyscy tylko Lisanna stojąc nago za Natsu się przeraziła
- No Hejka. Ale my nie przyszliśmy na pogaduszki. – rzekła, a jej towarzysze zaatakowali
- Atak Ognistej Bestii- Ogień piekieł
- Atak Niedźwiedzia Lodu- Zamieć
- Skrzydła Ognistego Smoka
- Lodowe Tworzenie Łuk
- Zbroja Lotu- kobieta zaatakowała Lucy, ale ta odskoczyła, i zaśmiała się złowieszczo, obok niej pojawiły się dwa wielkie potwory.

- Nie przyszłam z tobą walczyć Erzo mam pewne rachunki do wyrównania z nią- i wskazała na Lisanna która nadal stała nago, okrywając się tylko śpiworem- A to są moje pupile, braciszek mi je podarował, zabaw się z nimi trochę. – odrzekła i zmierzyła w stronę przerażonej biało włosej.
- Czemu?!- krzyknęła za nią Erza, która atakowała zwierzaki, ale nie działały na nich żadne z jej ataków, chłopcy byli zajęci sobą.
- Bo to świetna zabawa. – odrzekła zbliżając się coraz bardziej do Lisanny- Sprawianie, bólu, krzyki i błagania ofiar, krew, ich połamane kończyny. Ehhh to jest coś nie do opisania. Tego mi brakowało. Przecież jestem potworem prawda Lisanna-chan- zapytała się słodko będąc już przy dziewczynie. Uśmiechnęła się złowrogo, i uderzyła dziewczynę w twarz, że aż ta odleciała kawałek i uderzyła w jedno z drzew, Lucy z niesamowitą prędkością była już przy niej, kopnęła ją w brzuch, uderzyła w głowę, złapała za nogę i rzuciła o ziemię.
- Kyaaa- krzyknęła Lisanna, wypluwając krew. Próbowała się podnieść, ale Lucy nie pozwoliła jej na to podeszła i kopnęła ją w żebra, ta przeturlała się mocno po ziemi. Blondynka znów była przy niej złapała ją za włosy i podniosła
- Jak ci się podobam. To chciałaś zobaczyć prawda.- rzekła szczerząc się, w oczach było widać niezmierną radość- No co nie powiesz na mnie teraz że jestem potworem?- Złapała drugą ręką za szyje biało włosej, zaciskając mocno palce- Mów- rozkazała, ale ta płakała i szlochała, ze strachu nie potrafiła powiedzieć ani słowa.- Heee zero z tobą zabawy- rzekła i rzuciła nią w drzewo jak szmacianą lalką, łamiąc jej przy tym rękę. Widząc to Natsu, Gray i Erza nie wierzyli własnym oczom, jak ich zawsze dobra przyjaciółka mogła być taka bezlitosna i zła. Ognisty Smoczy Zabójca wyrwał się w stronę Lucy, zaatakował ją, ale ona odskoczyła. Kolejny raz, i kolejny ale ona tylko odskakiwała i śmiała się przy tym głośno. Miała już dość tej zabawy w kotka i myszkę. Miała dość tego że są tak słabi.
- Nakatsu, Akira- rzekła a towarzysze pojawili się za jej plecami- Lume, Xeo, połączony atak bestii- rzekła do zwierząt, ogarnęła je czarna poświata, po chwili z niej wyszła dziwna hybryda, bestia z głową lwa i niedźwiedzia, z jednej strony płonął ogień z drugiej lód. Bestie ryknęły
- AAAAAGGGGGHHHHHRRRRRYYYYYY- i wystrzeliły potężnym strumieniem połączonej magii. Gdy kurz opadł, Lucy zobaczyła że magowie klęczą, ciężko dyszą, z ich ciał leciała krew.
- Ha ha ha ha ha ha ha ha ha hi hi hi hi hi hi hi hi hi. Szkoda że nie zginęliście… Bo to dopiero początek waszego cierpienia- śmiała się histerycznie i złowieszczo Lucy, odwróciła się i zniknęła
- DLACZEGO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!???????????- krzyknął Natsu i upadł a za nim jego przyjaciele.


------------------------------------------------------------------------------------------

Na początku chciałabym podziękować Vivianie za nominacje do Liebster Bloga.
Ale z przykrością muszę napisać że nie mam za dużo czasu i nie pojawi się odpowiedź na nominacje.
Po drugie cóż... trochę nie mam ostatnio czasu by zaglądać na blogi które obserwuje...
Tym bardziej pisać komentarzy...
Za co przepraszam...
Ale śledzę wszelkie wasze posty i czytam z zapartym tchem.
Po trzecie... Nie wiem kiedy pojawią się kolejne rozdziały...
Bardzo mi przykro z tego powodu....
Rozdział dedykuje Vivianie za nominacje.
Dziękuje wszystkim którzy zaglądają na mojego bloga...
Pozdrowionka ^.^

wtorek, 11 czerwca 2013

A to nie jest rozdział :P

Hej ludziska!!!

Mam do was małą prośbę
Kliknijcie Link Poniżej
Wielkie Plisss
Bardzo by mi to ułatwiło życie:)
http://www.ermail.pl/klik/VnZUZmEA

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział dwudziesty pierwszy ~ Dwa światy~


Wiosna zawitała do Magnolii, ciepłe i słoneczne dni ogrzewały kiełkujące kwiaty i rozwijające się drzewa. W jedynej Gildii w mieście, kłóciła się pewna grupka ludzi.
- Czy ty jesteś idiotką! Jakim prawem jej tak powiedziałaś! Ty powinnaś opuścić gildie a nie ona!- krzyczał Laxus ciskając lekkie pioruny w każdą ze stron świata
- Zostaw ją Laxus! Sam wiesz jaka Lucy jest! Niedługo pewnie wróci!- krzyczała Erza
- Pojebało was! Ona się udała do swojego brata! Bo wy ją odrzuciliście!- krzyczała Levi
- To był rozkaz Mistrza!- krzyknął Gray
- Taaa ale nie musieliście od razu jej zastępować tą wywłoką!- krzyknęła Cana
- Odczep się od niej- syknął Natsu
- Bo co jej zrobisz! Też ją sprowokujesz żeby cisnęła w ciebie magią i nie dasz rady się obronić! Bo jesteś za słaby!- krzyknął Laxus
- Natsu nie jest słaby! To ona była, jest i będzie potworem!- krzyknęła Lisanna
- Wiesz potworem to jesteś ty! Żeby zranić członkinie gildii! Naszą przyjaciółkę!- wrzeszczała Levi
- Sami się do niej nie odzywaliście i teraz macie do nas pretensje!- powiedziała Erza
- My się do niej odzywaliśmy. Ja chodziłem do niej. Sprawdzałem jak się trzyma. Ale ona się do mnie nie odzywała. Rozmawialiśmy prze lakrime.- rzekła Cana- Tak samo robił Laxus, Mira i Levi. To my mówiliśmy. A ona siedziała na fotelu i patrzyła przed siebie. W jej oczach było szczęście. A ty Natsu najbardziej ją zraniłeś.
- Wiesz co mi powiedziała jak byłem u niej ostatni raz.- powiedział Laxus patrząc na Smoczego zabójcę- „Wiesz Natsu to wspaniały facet. Wiele mi pomógł z tym treningiem, i ogólnie ze wszystkim. Dobrze że jesteśmy przyjaciółmi. A wiesz… chociaż czasami bym chciała żeby spojrzał na mnie inaczej. Tak jak ja na niego.” Myślałem że mogę ci ją powierzyć ale ty okazałeś się draniem i chamem. Tym razem Dziadku to twoja wina.- powiedział wszystko jednym tchem, i wyszedł z gildii, za nim Cana.
- Erzo tak nie mogłaś doczekać się aż ona powróci. A teraz, sama sprawiłaś że nas opuściła. To również twoja wina.- rzekła Levi.
- Wiesz Salamandrze, jeżeli jest ona córką smoka, i została przez smoka wychowana, i ty uważasz tak samo jak oni że ona jest potworem to czym my się od niej różnimy? Skoro my też zostaliśmy wychowali przez Smoki.- rzekł Gajeel obiął Levi i obydwoje wyszli z Gildii.
- Nie jesteś potworem Natsu- rzekła cicho przytulając się do chłopaka biało włosa, ten natomiast ją odepchnął. I wyszedł z Gildii.- Erzo pójdziemy do tej nowej cukierni?- zapytała
- Nie dzięki Lisanna. Jellal przejdziesz się ze mną?- krzyknęła do chłopaka dziewczyna. Juvia i Gray również wyszli. Zostawiając maginie samą. Usiadła przy barze, na miejscu Lucy. Po chwili została przez kogoś popchnięta, był to Happy
- To miejsce Lucy. Ja tu siedzę i pilnuje jej miejsca.
- Odczep się głupi kocie- i zepchnęła go z baru.
- Ała! Za co!! Wynoś się z miejsca Lucy!- krzyknął Happy, zrobiło się zamieszanie. Dziewczyna zeszła, usiadła na inny stołek. Podeszła do niej po chwili Mira
- Co podać?
- Nawet ty siostrzyczko?
- Lisanna jesteś wredna i niszczysz wszystko. Zmieniłaś się. Pragniesz podziwu i uwielbienia. Obrzydza mnie twój widok. Czasami patrząc na ciebie, widzę obcą osobę. Nie moją siostrę.- odrzekła zimnym głosem Mira.
- Dzięki nic mi nie potrzeba. A tym bardziej głupich pogadanek.- odrzekła wściekle dziewczyna. Mistrz przyglądał się wszystkiemu ze swojego stałego miejsca. „Co ja zrobiłem. Powinni mnie wyrzucić. Znów zawaliłem. Co teraz? Co teraz?” W pewnej chwili przez otwarte drzwi wpadł zimny wiatr. Coś bardzo szybko przebiegło między siedzącymi członkami gildii, raniąc ich, w plecy, ramiona, torsy, było to wiele małych, ciężkich ran. Następnie znów zawiał wiatr. W drzwiach pojawiła się dwójka dziwnie ubranych ludzi. Rozejrzeli się po gildii.
- Czy to gildia Fairy Tail?- zapytała niższa z postaci
- Tak czego chcecie i kim jesteście?- zapytał mistrz będąc w gotowości do użycia magii
- Czyli dobrze trafiliśmy. Atak węża wody- tsunami!- powiedziała niższa postać. Całe pomieszczenie wraz ze wszystkimi członkami zostało zalane wodą. Nie mogli używać magii do obrony. Powoli zaczęło braknąć im oddechów
- Atak bestii piorunów- fala piorunów- powiedziała druga postać i przyłożyła rękę do wody, wysokie wyładowanie elektryczne, przepłynęło w wodzie rażąc wszystkie ofiary. Magia wody ustąpiła, magia piorunów również.
- Pozdrowienia od Księżniczki- rzekła wyższa postać, i zniknęli. Zostawiając magów. Większość z nich miała, rany zadane przez pierwszą magie cięcia które im zadała były proste ciężkie, doskonałe, woda wraz z prądem poraziła ich ciała dość mocno, w niektórych miejscach mieli lekko przypaloną skórę, natomiast ich mięśnie były w gorszym stanie, rozkurczały się i zkurczały same.


W kryjówce Fadas Morte, wszyscy siedzieli przy wielkim okrągłym stole. Na czele siedział Ze… obok niego po lewej stronie siedziała Lucy ubrana w piękną suknie, natomiast po prawej stronie siedział Naoki
, dalej Haruto
, Mio
,  Satoru
, Hana
, Akira
, Nanami
, Nakatsu
, Yumi
, Daichi.
 Jedli, śmiali się, opowiadali. Lucy była szczęśliwa, ale nadal słaba. Trochę minęło odkąd ich znalazła. Po drodze nie jadła, ani nie spała. Mio najmłodsza z nich wszystkich najwięcej gadała. Akira natomiast zawsze patrzył na nią ze złością. Poczuła się znów senna.
- Barcie, pójdę do siebie. – rzekła wstając, lecz zakręciło jej się w głowie, brat złapał ją natychmiastowo.
- Zaprowadzę cię księżniczko-odpowiedział
- Nie musisz. Tylko lekko zakręciło mi się w głowie.
- Nakatsu zaprowadź Lucy do jej pokoju- rzekł młody mężczyzn.
- Oczywiście Mistrzu- odrzekł czerwono włosy chłopak. Złapał dziewczynę w pasie aby ta nie upadła. Czuła bijące od niego ciepło, podobnie jak od Natsu. Tylko ten chłopak był opanowany, kulturalny, spokojny. Szli powoli korytarzami wielkiego zamku. Gdy weszli do pokoju i posadził dziewczynę na łóżku, szybko podszedł do drzwi
- Ano… Nakatsu?- powiedziała cicho dziewczyna
- Tak księżniczko.
- eee… mógłbyś zostać ze mną? I porozmawiać chwile? Bo być aż nie zasnę? Albo mógłbyś opowiedzieć coś o sobie- pytała cicho, patrząc w oczy chłopaka, na ostatnie pytanie jego źrenice się zmniejszyły
- Oczywiście.- usiadł na krześle obok łóżka- o czym chciałabyś porozmawiać księżniczko?
- Sama nie wiem. Mógłbyś się do mnie zwracać po imieniu nie jestem księżniczką- powiedziała przykrywając się kołdrą i wygodnie leżąc
- Oczywiście księżniczko tzn. Lucy.
- Jaką magią się posługujesz? Gdzie mieszkałeś? Dlaczego wspierasz mojego brata? Czy masz rodzeństwo? Cokolwiek powiedz mi o sobie.
- Posługuję się magią ognia.- Puk Puk…
- Nakatsu, Mistrz wzywa- rzekła Hana
- Oczywiście. Proszę wybaczyć- rzekł chłopak i poszedł za dziewczyną.  Lucy natomiast zasnęła. Śniło jej się że w Fairy Tail trwa wielki bal dlatego że odeszła…

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział Dwudziesty ~Zatracenie~


W gildii panował gwar i hałas, wszyscy się uśmiechali i głośno mówili. Czuli się szczęśliwi. Zbliżał się bal walentynkowy. Serduszka latały w powietrzu. To już tydzień trwała taka atmosfera, wszystko wróciło do normy. Przy jednym ze stolików siedziała grupka przyjaciół.
- Nie ma jej już tydzień- rzekła Juvia
- Taaa…- rzekł Gray
- Ale nie opuściła Magnolii to najważniejsze. Laxus był u niej.- odpowiedziała Erza
- Ciekawe jak się czuje- powiedziała Wendy
- A mnie smutno strasznie że jej nie ma- rzekł Happy, do stolika podeszła nowa para Natsu i Lisanna
- Hejka co macie takie miny??- zapytała Lisanna, Happy spojrzał na nią złym wzrokiem i nic nie powiedział
- Właśnie nie sądzicie że gildia odżyła. Jest po staremu- rzekł Natsu, przyjaciele spojrzeli na niego zdziwieni, usłyszała go Levi
- Co ty właśnie Natsu powiedziałeś? Nie tęsknisz za Lucy?? Nie jest ci smutno bez niej?? Co to znaczy po staremu?
- Weź się uspokój Levy. Ale to prawda że jest fajniej jak jej nie ma- rzekła Lisanna
- Ty się lepiej zamknij. Naprawdę uważacie że jest fajniej?- spojrzała na przyjaciół- Czy wyście powariowali! Uratowała nas tyle razy! Skopała Natsu dupę! Czesała Wendy. Piekła ciasta. Tyle wycierpiała przez tyle lat! Żyła w samotności! Czytaliście jej pamiętnik! Za każdym razem na chroni przed jej bratem! Ty też Mistrzu jak mogłeś nam zakazać się do niej nie odzywać! Mam dość! Idę do niej! Możecie mnie wyrzucić z Gildii! Ale Lucy to moja przyjaciółka i nie będę jej ranić!- krzyczała płacząc Levi. Wszyscy patrzyli na nią i zaczęli czuć się jeszcze bardziej winni.
- Oj przestań. Przecież wszyscy wiedzą że jest potworem. Jaki mag może używać dwóch magii równocześnie. Wiem co odkryłaś. Ja też to odkryłam. – rzekła Lisanna patrząc na Levi- Lucy jest córką smoka i maga! Jest potworem, bestią! Dlatego chciała ją rada! Ona nie powinna istnieć! Jej moc nam zagraża! Dlatego Mistrz kazał nam się do niej nie odzywać!- wykrzyczała dziewczyna. Natsu patrzał na nią szeroko otwartymi oczami. „Dlaczego ona tak nienawidzi Lucy?”.
- No i co z tego! Jest moja przyjaciółką bez względu na pochodzenie!- krzyknęła Levi.
- Taaa… a jak wpadnie w szał i cię zrani. Tak jak Natsu.- odszczekała się biało włosa
- Ona nie zrobiła tego umyślnie- rzekł cicho chłopak
- Taaa ale nadal masz bliznę, na plecach. Patrzcie- rzekła i podniosła koszulkę chłopaka. Na plecach widniała gruba, długa blizna, ciągnąca się od prawej łopatki w dół kręgosłupa. Jak by zostawił ją jakaś ogromna bestia.
- Lisanna!- krzyknął chłopak
- Widzicie jest niebezpieczna. O witaj Lucy- Bestio- rzekła na stojącą w drzwiach dziewczynę. Była strasznie chuda. Jej oczy zawsze roześmiane były teraz bez blasku. Patrzyła nieprzytomnym wzrokiem na członków. Stała już od jakiegoś czasu i całą tą rozmowę słyszała. Złość w niej się gotowała. Spojrzała na przyjaciół oni patrzyli na nią ze zdziwieniem
- No co nie odezwiesz się? Jęzora w gębie ci zabrakło? Powiedz wszystkim prawdę! Że jesteś potworem i to ty zraniłaś Natsu! A może od razu nas zaatakujesz! Przecież twoja matka zakochała się w smoku! Była szalona więc ty też jesteś! A ten smok niszczył wszystko! Wszystkich zabijał!- krzyczała- Zraniłaś Natsu! Mojego Natsu! Wynoś się stad- Lucy usłyszała tylko „Mojego Natsu” Spojrzała wściekłym wzrokiem na dziewczynę. Tyle jej powiedziała przykrych słów. Tak to wszystko bolało. I nikt z członków nie stanął w jej obronie. Czuła ich strach, przed nią. Widziała ich obrzydzenie względem niej. „Ha co oni mi mogą zrobić”
- No i co skończyłaś, pierdolić i skomleć?- rzekła cicho, Lisanna wzdrygnęła się- Taaa jestem córką smoka i maga. Taaa zgadza się potrafię niszczyć i jestem szalona. Ale wiesz- powiedziała znajdując się obok dziewczyny i łapiąc ją za brodę- jestem cholernie silna. A ty mnie wkurzyłaś. Podsłuchiwać moje rozmowy z Mistrzem nie ładnie laleczko. Już raz zmarłaś, ale powróciłaś do żywych. Ale tym razem może ci się nie udać przeżyć. Wiesz co się stało ze strażnikami z rady, jak mówili do mnie bestio i potworze. Nie tego nie wiesz prawda. Zabiłam ich- Lucy mówiła cicho i spokojnie. Patrząc z nienawiścią na dziewczynę. Wszyscy byli w szoku. Lucy stała się przerażająca.
- Dość.- rzekł Mistrz
- Taaa… jasne… a co mi zrobisz. Sam się mnie obawiasz. Zapewniałeś mnie że będę tu szczęśliwa. A jestem samotna. Znów. Tak samo jak ty Erzo zapewniałaś mnie że nie można mnie zastąpić. Tylko Levy pozostała moją przyjaciółką. Nie martw się Dziadku nie skrzywdzę twoich wróżek. Chyba.- odrzekła i zmierzała w stronę drzwi. Zatrzymała się przy Levy przytuliła i szepnęła coś na ucho, wręczyła klucze. W drzwiach odwróciła się jeszcze i rzekła
- To nie ja jestem złem. Zło czyha w tych murach.- odeszła do małej postaci, która skakała podekscytowana i obydwie znikły. Zimny wiatr wpadł do Gildii
- O nie!- jęknął Natsu i odwrócił się do mistrza- to była jedna z osób która nas zaatakowały w boże narodzenie.
- Znów nie potrafiłem pomóc. Zatraciła się.- rzekł mistrz.
Wszyscy patrzyli na przerażonego mistrza i sami poczuli ogromny strach. Wiedzieli że zacznie się coś strasznego.


---------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział taki a nie inny...
Przykro mi....
Ale to nie moja wina....
Tylko takiego jednego durnego faceta...
Który zmienił zdanie....
Ahhhhhhh
Viviana o co chodzi z tą nominacją?
Notkę dedykuje... Sobie....
Deprecha
Pozdrowionka ^.^

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział Dwudziesty drugi ~Żeby nie istnieli ~


Rano obudziła się jeszcze bardziej zmęczona i było jej strasznie zimno, choć w kominku płonął ogień. Obok niej leżał jej brat.
- Witaj Lucy
- Witaj braciszku- rzekła szczękając zębami z zimna
- Lucy jesteś cała zimna. Chyba nie jesteś chora co- zmartwił się
- Nie wiem braciszku. Słabo się czuję i strasznie mi zimno- odrzekła
- Zaraz wezwę lekarza- powiedział natychmiast wstając z łóżka
- Nie, nie trzeba. Potrzeba mi ciepła. Może Nakatsu mógłby mnie ogrzać
- CO?!
- Hi hi hi.. kaszlu, kaszlu, nie w tym sensie. Jego temperatura jest wyższa prawda. Mógłby się położyć obok mnie.
- Nie ma mowy
- Braciszku, proszę, strasznie mi zimno- powiedziała słabym głosem, oczy miała zamglone, mężczyzna zgodził się i wyszedł poszukać swego podwładnego. Po chwili do pokoju weszła Mio, a za nią Nakatsu.
- Lucy! Wszystko dobrze? Coś ci przynieść? Mistrz mówił że się pochorowałaś. Może chcesz cos słodkiego- zaczęła trajkotać dziewczynka,
- Mio idź przygotować jakąś zupę, i niech któryś z chłopaków przyniesie więcej drewna i podłoży do kominka- rzekł chłopak, podchodząc do łóżka, odchylając kołdrę i kładąc się obok dziewczyny, która położyła głowę na jego torsie i mocno wtuliła w gorące ciało chłopaka. Dziewczynka szybko wybiegła z pokoju.
- Jesteś strasznie zimna.
- Wiem, przepraszam- odpowiedziała
- Nic nie szkodzi, lubię zimno
- Naprawdę?
- Tak wychowywałem się w pewnym kraju w którym było zimniej niż w Terra do Xeo. Moja mama była nauczycielką a ojciec magiem takim jak ja. Miałem młodszą siostrę.
- Co się dzieje z twoimi rodziną teraz?
- Żyją nadal. Ja musiałem opuścić nasze miasteczko. Bo…
- Nie chcesz nie musisz mówić- rzekła dziewczyna ziewając
- Nikomu o tym nie mówiłem, ale czuję że mogę tobie powiedzieć. Zabiłem drania który zgwałcił moją siostrę, miała być jego narzeczoną. Wiesz została mu powierzona. Taka nasza tradycja. Ale młodzi nie mogą się spotykać za nim nie dojdzie do ślubu. Moja siostra była piękna, miała białą skórę,  czarne włosy i piękne, duże ciemno brązowe oczy. Poszła z ojcem na zakupy. Nigdy nie puszczaliśmy jej nigdzie samej. Ale ojciec wstąpił do tawerny, a ona został na zewnątrz, porwał ją ten drań. Zabrał do siebie do domu. A tam ją zgwałcił, lecz najpierw bił. Z zazdrości że jego siostra nie była piękna. A byli dość bogatymi ludźmi. Nie chcieli nam jej oddać. Trzymał ją tam tydzień, bił i gwałcił wiele razy. Mnie nie było w domu, pracowałem przy wycince drzew. Jak wróciliśmy, wpadłem do jego domu, uwolniłem siostrę. Wyglądała okropnie, miała rany, siniaki, była przypalana żelazem, jej długie włosy były obcięte i powyrywane. A jej oczy były rozbiegane, zapuchnięte, wyglądała jak opętana. I potem spaliłem cały dom wraz z mieszkańcami. I zostałem wyrzucony z wioski- chłopak poczuł jakieś mokre plany na swej piersi, spojrzał na dziewczynę, płakała
- Nakatsu… Ja… mi… strasznie przykro… nie powinni tego robić! Dranie! Przecież to oni zawinili!- powiedziała i rozpłakała się jeszcze bardziej, zdezorientowany chłopak nie wiedział co zrobić, pogłaskał ją po głowie. Czuł że zrzucił ciężar ze swego serca.
- Dziękuje Lucy- rzekł, leżeli w obięciach, słaba i wyczerpana płaczem dziewczyna zasnęła, w końcu była troszkę cieplejsza, lecz nadal czasami się trzęsła. Wiedział dlaczego jest w takim stanie. Ale jemu nie mógł się przeciwstawić. Będzie musiał ją chronić. Do pokoju po cichu wszedł Satoru z drzewem, podrzucił do paleniska, spojrzał na swego przyjaciele i uśmiechnął się chytrze.
Lucy obudziła się na kolacje, nie było już jej zimno, ale nadal była słaba. Do pokoju przyszła Mio i Nanami, chłopaka już nie było.
- Lepiej się już czujesz? Nie boli cię nic? Nie jest ci zimno? Nie masz zawrotów głowy? Nie masz kataru, kaszlu?- pytała się Mio, ściskając leżącą dziewczynę
- Uspokój się Mio- rzekła Nanami- jak ma ci opowiedzieć skoro gadasz jak najęta
- Nadal czuję się słabo, ale nie jest mi już zimno, a właśnie gdzie Nakatsu?
- Mistrz wysłał go na misje- rzekła Nanami- A właśnie mamy dla ciebie nowe suknie, wszystkie są tak strasznie piękne.- powiedziała zachwycona
- Jeżeli chcesz możesz którąś z nich zabrać, ja nie potrzebuje tylu rzeczy. A właśnie wspaniała zupa, ty ją ugotowałaś Nanami?
- Tak, to Nanami gotuje, jest mistrzynią, wszystko co upiecze, ugotuje zmienia się w danie godne króla a nawet bogów. Pyszna prawda. Ale nam jej nie dała. Jak zwykle my dziś dostaliśmy tylko rosół, bo skupiła cała swoja uwagę na zupie dla ciebie. Jak usłyszała ode mnie że źle się czujesz. To jak zaczęła gotować, kroić wszystko i obierać, jak jakiś potwór.. Oj przepraszam- rzekła zawstydzona, dziewczynka, ponieważ słowo „potwór i bestia”, zostały zakazane przez jej brata.
- Mio przecież wiesz że to słowo zakazane. Dostaniesz bure od Mistrza
- Nic się nie stało Nanami, Mio.- rzekła smutnym głosem, wróciły wspomnienia- To nie wy pierwsze tak mnie nazwałyście. Nie powiem nic bratu. Nie martw się Mio. To będzie nasza tajemnica ok.- rzekła uśmiechając się, dziewczyny spojrzały na nią i również się uśmiechnęły.
- Właśnie Lucy?? Co powiesz o naszym Nakatsu? Jak ci się na nim spało? Rozgrzał cię odpowiednio? Mocno cię tulił? Gdzie cię dotykał? Sprawił ci przyjemność? Opowiadaj wszystko.
- Mio o czym ty do mnie mówisz?- zapytała zaskoczona Lucy rumieniąc się lekko- To nie tak jak myślicie. Po prostu położył się obok mnie, a ja traktowałam go jak termofor. Bez żadnych głupich sugestii i tym bardziej zboczonych. A ogólnie to fajny z niego chłopak, jest bardzo miły, i ma fajny uśmiech i jest bardzo przystojny
- Kto jest przystojny?- zapytał mężczyzna wchodzący do pokoju
- Mistrzu, braciszku- powiedziały dziewczyny
- Czyżby ja?- rzekł uśmiechając się
- Oczywiście że jesteś przystojny braciszku, ale mówiłyśmy o Nakatsu- odrzekła Lucy
- Podoba ci się- zapytał ze złością
- Nie mówię że mi się podoba, tylko że jest z niego fajny chłopak, miły ma fajny uśmiech i jest przystojny- odrzekła też lekko zła
- Czyli ci się podoba
- Czy ty jesteś ograniczony, mówię że nie
- A może lubisz go dlatego że przypomina ci Natsu?-
- Nie dlatego. Lubię go jako kolegę i nie ze względu na to że przypomina Natsu, on w ogóle go nie przypomina, jest spokojny opanowany, cichy, a nie to co ten oszołom. Dlaczego mówisz takie rzeczy i mi o nich przypominasz!- krzyknęła i rozpłakała się. Spojrzał na nią, usiadł na łóżku i przytulił ją
- Puść  mnie idioto
- Przepraszam siostrzyczko, nie chciałem cię zranić, po prostu jestem zazdrosny o moją piękną siostrę i nie oddam cię nikomu. Wybaczysz mi Lucy- powiedział patrząc dziewczynie w zapłakane oczy. Kiwnęła głową.
- Wiesz czasami chciałabym aby oni nie istnieli. Żeby nie zranili mnie tak mocno. Żeby nie istnieli- mówiła cały czas patrząc w oczy brata,  zrobiła się śpiąca. Położyła się i zasnęła, obok niej położył się jej brat, a dziewczyny odeszły. Śniło jej się że świat się kończy, wszędzie widziała śmierć, cierpienie i ogień. 
--------------------------------------------- No i kolejny rozdzial... Jak wam sie spodobal? Nie wiem jak teraz beda pojawiac sie rozdzialy ze wzgledu na to ze nie mam zbyt duzo czasu.... Ale napewno beda sie pojawiac Rozdzial dedykuje wszystkim czytajacym... Pozdrowionka ^.^

Rozdział Dziewiętnasty „Samotność”


Od miesiąca już prawie nikt z nią nie rozmawiał. Siedziała w Gildii przy barze piła kolejny kufel piwa. Już zaczynała przyzwyczajać się że siedzi do nocy sama przy barze. Wszyscy za każdym razem jak wchodziła i wychodziła milkli. I mówili wszystko szeptem. Natsu, Gray, Erza też z nią nie rozmawiali. Nawet nie podchodzili. Zbliżały się walentynki. W gildii miała odbyć się wielka impreza dla zakochanych. „No tak pomyślała. Juvia i Gray, Erza i Jellal, Cana i Laxus, Gajeel i Levi. Heh nawet ona się przestała odzywać.” Wypiła kolejny kufel piwa jednym tchem, poprosiła o kolejny. Widziała kontem oka jak Lisana zaleca się do Natsu, który się do niej szeroko uśmiechał. A Happy siedział smutny i przyglądał się Lucy. Ich oczy się spotkały. Widziała w nich strach, uśmiechnęła się do niego, on odwzajemnił uśmiech. Lucy szybko odwróciła wzrok. I kolejny raz wypiła kufel piwa. „To chyba już 10, jak tak dalej pójdzie będę lepsza nisz Cana” i poprosiła o kolejny. W sumie wypiła 25 kufli. Wypiła by jeszcze więcej gdyby nie usłyszała tej głośnej rozmowy.
- Hej Lisana przyjdziesz ze mną na tą imprezę?
- Jasne Natsu- krzyknęła i rzuciła się chłopakowi na szyje mocno całując w usta. Krew zawrzała w Lucy. Patrzyła z otwartą buzią na to zdarzenie podobnie jak wszyscy. Jej oblicze pociemniało, czuła wściekłość. A na dodatek Erza pogorszyła sytuacje
- A może dołączysz do naszej drużyny?- Lucy nie wierzyła w to co usłyszała. Jej przyjaciółka która kiedyś zapewniała ją że jej nikt nie zastąpi. Czuła jeszcze większą złość. Czuła się samotna. Tak jak dawniej. A to wszystko prze jej głupie marzenie i to że kiedyś posłuchała Pierwszej. Niby miała być szczęśliwa ale ostatnimi czasy czuła tylko złość. Wstała szybko, przewracając stołek. Wszystkie pary oczu skierowały się na nią, i szybko odrzuciły. Smutek i ciemność zaczęła ogarniać jej umysł, serce i ciało. Wyszła powoli z gildii. Tylko Happy patrzył na nią widział w całej jej postawie smutek, a nie złość jak zdawało się innym członkom. Rozwaliła drzwi jednym słabym uderzeniem magii. Wszyscy w gildii podskoczyli.
Lucy szła powoli uliczkami, rozglądała się dookoła. Była późna noc na ulicach nikogo nie było. W cieniu jednej latarni zauważyła jakąś dziwnie odzianą postać podeszła do niej:
- Czego tu chcesz?
- Jesteś samotna prawda Lu-chan- zapytał chłopak
- Nie twój interes. Wynoś się z Magnolii
- Ale braciszek twój przesyła pozdrowienia i mam je dostarczyć- rzekł uśmiechając się złośliwie i zaatakował „Pazur Niedźwiedzia Lodu” Lucy odskoczyła natychmiastowo, ale delikatnie ja zranił. Upadła na kolana, łapiąc się za zranione ramie
- Kurwa- syknęła, przy niej pojawił się Leo i podniósł dziewczynę, uśmiechając się smutno. Powoli ruszyli do jej domu. Czuła się coraz słabsza. Gdy weszli do domu duch zamierzał iść do gildii
- Nie, nie idź
- Ale jesteś ranna Wendy ci pomoże
- Nie. Nie chce mieć z nimi nic wspólnego
- Ale Lucy. Wiesz przecież że tak kazał mistrz.
- Wiem, i wiem też że to dlatego kim jestem.
- Wiem Lucy, pamiętaj że my zawsze będziemy z tobą- odrzekł Leo przytulając mocno dziewczynę
- Wiem Leo. Ale powinieneś już wrócić dam sobie rade.
- To chociaż zdezynfekuję ranę.- rzekł, ona tylko spojrzała na niego i wiedział że nie pozwoli, wiec wrócił do swojego świata. Lucy powoli poszła do łazienki, napuściła wody do wanny i zamoczyła się w relaksującej kąpieli. Rana paliła niemiłosiernie, a przy każdym ruchu stokrotnie mocniej. Weszła ubrana w piżamę do łóżka. Kilka łez spłynęło po policzku.
-He płacze? Nie, nie mogę. Muszę być silna. Ale to tak bardzo boli. Jak by mi ktoś wyrwał połowę serca. Dlaczego osoby które kocham mnie ranią i zostawiają w tej ciemności i samotności. Dlaczego to ja zazwyczaj najbardziej cierpię? Dlaczego opuścili mnie rodzice? Dlaczego opuścił mnie smok? Dlaczego opuścił mnie brat? Dlaczego opuściła mnie Gildia? Dlaczego opuścili mnie przyjaciele?- pytała leżąc samą siebie i płacząc. Nie wiedziała co ma zrobić. Zawsze żyła dla innych i ci zawsze ja opuszczali. Żyła od małego w samotności. W ciemnej, bez dna samotności. Gdy nastawały dni piękne i słoneczne w jej życiu były one tylko jak mrugnięcie. Czy to wtedy gdy brat miał lepsze dni i było im razem wspaniale, czy też jak wstąpiła do Fairy Tail. Czuła się wtedy wspaniale. Ale zawsze kończyło się że zostawała sama. Z cierpiącym i krwawiącym sercem. W ciemności i zimnie które wszystko ogarniało.
„Znów jesteś sama. Potrzebuję cię. Wróć do mnie. Przy mnie nie będziesz sama. Będziesz piękna i podziwiana. Wróć do mnie”
- Już mi padło na rozum skoro słyszę głosy.- rzekła i wtulając się w kołdrę zasnęła.
Śniła o tym że biegnie korytarzem, ciemnym, ogromnym, zimnym. Z żadnej strony nie paliło się światło widziała uciekających przed nią ludzi, których goniła- byli to jej rodzice, smok, przyjaciele z gildii. Wołała za nimi by poczekali, nie zostawiali jej samej, ale oni się oddalali i znikali. Słyszała ich głosy „To potwór”, „Jest bestią”, „Ona nas zabije”, „Jest złem.”, „Zniszczy świat”, „Pomóżcie nam goni nas potwór”, „Trzeba ją zabić”, „Trzeba ją zniszczyć”, „Uciekajmy ona nas pożre”. Upadła. Gdy podniosła się zobaczyła że nikogo wokół niej nie ma. Korytarz zaczynał się zmniejszać. Głosy przyjaciół nasiliły się, stawały się coraz głośniejsze coraz bardziej przerażone. Widziała ich twarze pełne strachu i pogardy. „To dziecko smoka i maga, powinno zostać zabite”- powiedział Mistrz. Przeraziła się. Zaczęła krzyczeć że to nie prawda, że nie zrobi im krzywdy, żeby jej nie opuszczali, że będzie ich bronić, że ich kocha. Krzyczała i płakała. Ale głosy nie słuchały, zaczęły się pojawiać jej przyjaciele, rodzice i smok, mówili że to ona ich zabiła, że to jej wina, rzucili się na nią, chcieli zabić. Nie chciała ich ranić. Nagle rozbłysło światło i pojawiło się jedenaście dziwnie ubranych postaci. Niszczyły jej przyjaciół. Jedna z nich podeszła do niej. Wyciągnęła rękę, którą dziewczyna przyjęła patrząc z przejęciem na stojącą przed nią postać.
- Braciszku
- Lucy, wróć do mnie. Oni cię zabiją a przy mnie będziesz bezpieczna. Nie skrzywdzi cię nikt. Nigdy nie będziesz sama. Zawsze będziemy cię kochać. Będziesz naszą księżniczką. Nie będziesz sama. Nie będziesz sama. Nie… będziesz sama… sama… sama.

            Lucy zbudziła się, szybko oddychała. Rana mocno ją zapiekła. Nie mogła do niego wrócić. Nie mogła ich zostawić. Kochała gildie. Kochała ich wszystkich. Ubrała się i udała do gildii. Jak zwykle zaczęła pić. Siedziała tak długo dopóki nie pojawili się pierwsi członkowie. Siedziała by dłużej ale zobaczyła strach w ich oczach. Szła nad rzekę, oddychając ciężko. Rana zaczęła się goić, ale nadal sprawiała straszliwy ból. Usiadła na swoim ulubionym drzewie i patrzyła w niebo. Chmury powoli poruszały się po niebie. Ona myślała co ma robić. Nie mogła opuszczać Magnolii, nikt nie chciał z nią rozmawiać. Po chwili zobaczyła postać na niebie. Spadła obok niej na ziemie. Była ubrana jak tamten człowiek, co ją zranił. Lecz mniejsza.
- Hejka!!- krzyknęła otrzepując płaszcz- Ty jesteś księżniczka Lucy?
- Idź stąd.
- Ale widzisz nie mogę. Mam prezent od twojego brata.
- Nic od niego nie chce. Spadaj. Ostatnio przesłał mi zranione ramię. Więc dzięki.
- Wiem, ale nie martw się ja nie zamierzam cię skrzywdzić, jak Akira. Nie chce żeby Szef się wściekł tak jak na niego. Twój brat kazał ci to dać- rzekła dziewczynka unosząca się w powietrzu obok niej, chodź siedziała na najwyżej gałęzi.- Widzisz twój brat nie kazał cię krzywdzić. Kazał mi powiedzieć że uwaga cytuje „To dla mojej kochanej siostrzyczki. Nie bądź smutna i wybacz mi proszę za tamte słowa.” A i to podarek. No i Akira kazał przeprosić Księżniczkę. Sam do ciebie przyleciał bez zgody twojego brata. Wiesz bo Akira jest strasznie uparty i głupi. Często mi dokucza i innym dziewczynom. Ah jest okropny. A może jesteś głodna to skoczymy coś zjeść. Ale no ja nie mogę. Miałam ci do dać i wracać. A jak zwykle się rozgadałam. No wiesz straszna ze mnie gaduła. Ale nikt nie chce mnie słuchać. Straszne prawda. A możesz to przy mnie otworzyć. Bo strasznie ciekawa jestem co to jest. Bo twój brat a mój mistrz nie pokazał nikomu jaki ma dla ciebie prezent. I wszyscy są ciekawi. Otworzysz- mała postać lewitująca w powietrzu gadała do Lucy jak najęta. Dziewczyna wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczami, z których ciekły łzy. Jak dobrze było słyszeć głos który mówił do niej. Wprost do niej. Poczuła się szczęśliwa. Otworzyła paczkę a w niej znalazła piękny naszyjnik przedstawiający serce ( o takie)

- WOW jakie to ładne. Mogę pomóc ci założyć?? Ale się szastnął. To białe złoto prawda. Jej nie wiedziałam że mistrz ma takie serce i gest. Ale będziemy się z niego nabijać, a będzie kupa śmiechu. Proszę.- rzekła dziewczynka, zapinając naszyjnik- Nic ja lecę i tak za długo tu jestem. Na razie księżniczko
- Dziękuję- szepnęła Lucy za oddalając się po niebie postacią. Łzy leciały nie przerwanie. Tak bardzo brakowało jej ludzkiego głosu…

--------------------------------------------------------------------------------------------
Jestem od dwóch dni na stażu
Taaaa nie mam czasu już siedzieć całymi dniami nad notkami
oooo zrymowałam
rozdzialik pisany po powrocie....
Mi osobiście się nie podoba...
Ale pozostawiam wam do osądu...
Rozdzialik dedykuję Animka-chan  i wszystkim anonimowym czytaczom XD
Pozdrowionka ^.^