piątek, 18 października 2013

Rozdział trzydziesty ósmy ~ Ostatni rozdział~


Rozejrzał się powoli widział wszystkich swoich przyjaciół, tych którzy zostali i ci którzy razem z nim wyruszyli na misję. Przyjrzał się im nie wyglądali żeby mieli jakieś poważne rany czy też obrażenia, wszyscy wyglądali na wypoczętych i spokojnych. Rozejrzał się ponownie dookoła szukając, Lucy. Lecz nigdzie jej nie było.
- Gdzie jest….
- Nie wiemy- rzekła Erza- była cały czas przy nas ale nie wiemy gdzie jest obecnie.
- Przybyła przed wami, cały czas siedziała na swoim krześle- rzekła Levi- Patrzyła w stronę drzwi ale kiedy miał się pojawić Gray szybko wybiegła z gildii.
- Była w swojej normalnej postaci?- zapytał Nakatsu
- Nie w kociej, od tej pory jej nie widzieliśmy. Oczywiście zaczęliśmy się martwić i zaczęliśmy jej szukać. Ale to strasznie trudne znaleźć kota. W samej Magnolii natknęliśmy się na ok. 500 czarnych małych kotów. Wiec postanowiliśmy poszerzyć poszukiwania i poprosiliśmy inne gildie, ale one również nie znalazły Lucy. Cały czas się martwiliśmy, następnie pojawiła się Erza-san, Wendy-san, Juvia- san, Nakatsu i ty. Pojawialiście się dzień lub dwa po sobie, ale ciebie najdłużej nie było. Słyszeliśmy że każde z was udało się do innego świata i Lucy się z wami kontaktowała. Ehhh. I co teraz zostało nam dwa dni a jej nie ma. Może ona nie chce wrócić do swojej postaci. Co my teraz zrobimy… co zrobimy- gadała jak najęta Mio. Natsu zwiesił głowę i uderzył pięścią w podłogę. „Dlaczego, dlaczego ona zawsze wszystko robi sama? Dlaczego nie polega na nas? Dlaczego nie myśli jak my się czujemy? Dlaczego nie dostrzega naszych uczuć? Moich uczuć? ” zmarszczył brwi „Moich uczuć? Jakich moich uczuć? Czy to możliwe że…. Nie to nie może być to… ale przecież… ona…. Cholera ja ją kocham…” dostał olśnienia. Wstał szybko i powiedział
-Musimy znaleźć Lucy, nie ważne jak. Własne sobie uświadomiłem że to my zawsze na niej polegamy, to ona zawsze nas ratowała, a my nie potrafiliśmy się jej nigdy odwdzięczyć. Zawsze myślała o nas. Zawsze bez względu na wszystko chroniła nas. Ja udałem się do jednej z wielu przyszłości. To co tam zobaczyłem wstrząsnęło mną. Opowiem wam wszystko. Tylko mnie wysłuchajcie.- mówił głośno Natsu.
- Ani się wasz- usłyszeli głos od drzwi, stała w nich Lucy w postaci dużego czarnego kota.- Nie możesz Natsu.
- Lucy!- krzyknęła cała gildia
- Dlaczego?!- krzyknął Salamander- Powinni wiedzieć! Dlaczego znów coś przed nami chcesz ukryć!? Dlaczego zawsze wszystko robisz sama?!
- Bo taki mój los.- odrzekła spokojnym głosem dziewczyna, bez emocji.- Każdej istoty na tym świecie i w innych światach, innych czasach, innych krajach. Każdy z nas ma inny los, inne przeznaczenie, inne życie. Mówi się że jeżeli los sobie coś zaplanuję to i tak to spełni.
- Przestań chrzanić Lucy. Chcesz z siebie zrobić bohaterkę- rzekł pełen złości Natsu
- Nie Natsu. Ja nigdy nie będę bohaterką. Moja rola jest inna, inna niż twoja. Istnieją ludzie na tym świecie którzy mogą zmieniać los i przeznaczenie. Tak zawsze było, jest i będzie.  I ci ludzie nie są bohaterami są głupcami. Kiedyś zrozumiesz dlaczego.- rzekła bez urazy i emocji Lucy. Cały czas patrzyła w oczy chłopaka, w których krążyły iskierki złości, wściekłości, ale zarazem szczęścia i czegoś jeszcze czego nigdy nie widziała. A jej oczy. Starała nie pokazać się że się boi, że chce jej się płakać, że jest szczęśliwa, znów skryła się za skorupą obojętności i zimna. Pragnęła widzieć ich zawsze szczęśliwych.
- Lucy- chan dlaczego tak mówisz? Teraz wszystko będzie tak jak dawniej- rzekła Levi podbiegając do dziewczyny i mocno ją przytulając, czuła na swoim futrze mokre i pełne szczęścia kropelki łez.
- Oczywiście Levi, że wszystko będzie tak jak dawniej. Nic się nie zmieni- rzekła Lucy
- Skończ z tą farsą i powiedz nam prawdę co się zmieni! Wszystko się ma zmienić! Wszystko! I nie okłamuj nas! Wiem co wdziałem i zamierzam im powiedzieć!- krzyknął Natsu
- Ale ta przyszłość którą ty widziałeś nie będzie istniała- rzekła ze spokojem Lucy
- CO?!- krzyknęli wszyscy którzy udali się w przyszłość
- Gwiazdy nie były ukryte w innych światach w takim sensie w jakim wszyscy myśleli i wy to widzieliście. Gwiazdy były ukryte w was, w waszych pragnieniach, fantazjach, obawach, strachach. Trafialiście do światów w których mogliście je zwalczyć lub też zatracić się w nich. Po prostu to moja wina. Przepraszam.
- Jak to twoja wina? – zapytała Erza
- Moja umowa z  gwiazdami była inna niż wszystkie. Poprosiłam je o moc aby zniszczyć to wcielenie Zerefa. One pragnęły aby wstąpiła na Niebo jako ich przewodniczka. Moja moc magiczna miała rozpaść się po świecie i trafić do różnych osób. Dlatego dodałam że moja moc musi udać się do was i wtedy zawsze będę z nimi na Niebie. Ale cały ten proces został zatrzymany przez mojego dziadka. A moja moc trafiła do was. Gdyby nie Nakatsu który się we wszystkim zorientował. Mogło by być po was. –wytłumaczyła tyle ile chciała im powiedzieć.
-Ale jak moc do nas nie rozumiem tego- rzekł Gray
- Normalnie. Lucy nie przemyślała całkowicie swojej prośby. Ona jako mag dwóch magii, a dodatkowo jako prawdziwa córka smoka, posiada moc równą trójce magów w wielkiej Rady. Dlatego jej moc jest zbyta duża jak na normalnego człowieka, to po pierwsze. Po drugie, większa ilość mocy w innym ciele niż Lucy może spowodować różne rzeczy od śmierci po szaleństwo osoby która otrzymała magie Lucy. Dzięki bogu że dziadek Lucy był doświadczonym magiem i wiedział co może się stać po przekazaniu mocy- mówił Mistrz Makarov- Dlatego to on umarł. Ale moc została przekazana ale uśpiona w was. Tak samo jest ona uśpiona w ciele Lucy. Mam racje.
- Tak to prawda- przytaknęła Lucy
-  Zapewne aktywuję się ona w naprawdę poważnych sprawach. Dodatkowo należy pamiętać że przez pewien okres posiadała moc Zerefa. A to nie jest dobra magia. W jakiś na pewno sposób nadszarpnęła niektóre pola jej pierwotnej magii. Możliwe jest też to że pewna cześć tej złej magii mogła nadal pozostać w mocy Lucy. I dlatego jak wszystkie pola jej magii zostają aktywowane może tracić kontrole.
- To też prawda.- ponownie przytaknęła Lucy.
- Więc Lucy pragnęła przekazać swoją moc magiczną nam i udać się do nieba- rzekła Wendy
- Nie udać się do nieba.- rzekła Juvia z przerażeniem w głosie
- Ona chciała stać się gwiazdą czymś bardziej magicznym samą magią bez powłoki cielesnej- rzekł Mistrz- Stała by się jak wiatr, istnieje ale jego nie widać, jest za razem silny i słaby, może niszczyć i budować, ale nikt nad nim nie ma kontroli ani władzy, on sam również nie ma nad sobą kontroli ani władzy. Jego działania zależne są on innych czynników. A w szczególności od świata.- mówił szeptem pełnym przerażenia. Wszystkich oczy w gildii patrzyły na siedzącą ze spokojem Lucy, która patrzyła wysoko w sufit na którym istniał piękny witraż znaku rozpoznawczego Fairy Tail. Rozmyślała „Ileż on musiał widzieć szczęścia, uśmiechów, śmiechów, zabawy, płaczu, smutku, niepowodzenia, wiary, straty. Och ileż ten witraż widział tego wszystkiego. Słyszę i widzę ich miny. Ale tylko ta droga zwycięży. Oni zwyciężą. Nic mi innego nie pozostaję” Westchnęła głośno. Jeszcze raz rozejrzała się po sali, gdzie wreszcie znalazła swoją prawdziwą rodzinę. „Gdzie znalazła przyjaźń której nic nigdy nie będzie wstanie rozdzielić ani czas, ani lata. Gdzie widziała najwspanialsze uśmiechy jakie kiedykolwiek mogła widzieć. Gdzie pokochała wspaniałych mężczyzn którzy próbowali być najgorszymi draniami by pokazać że są mężczyznami. Gdzie dzieci pragnęły siły i moc, by przeżywać niebezpieczne i wspaniałe przygody. Gdzie przyjaźń była ważniejsza niż życie. Gdzie można było zawsze się wypłakać i śmiać. Gdzie jadło się najlepsze potrawy na świecie. Gdzie odbywały się najwspanialej imprezy. Gdzie poznała JEGO, tego któremu zabrała świat, temu któremu zniszczyła życie, temu któremu próbowała zabić rodzinę, tego którego pokochała całym sercem, za którego była wstanie oddać życie i nadal jest. Przecież ona jest tylko nowym członkiem tej wielkiej rodziny, która i tak ją kocha chociaż nie powinna. To przez nią tyle ich spotkało. To przez nią śmierć zaglądała cały czas to tej rodziny. To przez jej narodziny smoczy zabójcy stracili swoich rodziców. To przez nią dziadek cierpiał tyle lat, z powodu że nie był w stanie jej pomóc. To przez jej los oni zawsze byli atakowani i ranieni. To przez jej los mogli zostać zabici. To przez jej pragnienie mogła zabić swoich przyjaciół. To przez jej przeznaczenie mogą teraz…. Nie, nie pozwoli żeby to się zdarzyło. Ma moc. Ma jej wiele. Tylko ona może zmienić przeznaczenie tych ludzi. I zrobi to nie ważne że zmieni świat. Ale wiem ze tylko to może uratować cały świat i wszystkich swoich przyjaciół. Nie pozwoli MU kolejny raz wygrać. Nie tym razem.” Spojrzała jeszcze raz na twarze swych bliskich. Poczuła że jeszcze chwila wspomnień i zastanawiania się i zacznie płakać. „ Nie mogę im pokazać do końca co zamierzam, bo będą chcieli mi przeszkodzić”
- Przestańcie patrzeć z takim przerażeniem. To się już nie zdarzy.- rzekła pewnie Lucy- Teraz najważniejsze jest abyście zwrócili mi gwiazdy co spowoduję że wrócę do swojej normalnej postaci.
- Oczywiście ale co mamy zrobić?- zapytała Juvia
- Ustańcie wokół mnie- rzekła
- Ale naprawdę wrócisz do swojej postaci prawda- rzekła Wendy
- Oczywiście Wendy- rzekła spokojnie ale pewnie Lucy
- Nie oszukujesz nas? Nic tobie się nie stanie? Nie znikniesz? Nic się nie zmieni?- zadawał pytania Natsu
- Nie nic się nie zmieni. Będzie tak jak powinno być. Nie martw się Natsu przecież nie miałam zamiaru nigdy znikać- rzekła znów pewnie „Przestańcie się guzdrać”
- Ok. jesteśmy wszyscy co teraz? Hej Lucy przecież brakuje jeszcze jednej Gwiazdy- rzekł Gray
- Nie martw się ta gwiazda jest już tu. Jesteście gotowi?- zapytała Lucy i spojrzała po swoich przyjaciołach którzy zebrali się wokół niej- Złapcie się za ręce. Zaczynam

Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma nā.
Samana biśbajuṛē chaṛiẏē paṛēchē, yā thēkē āmāra kṣamatā, thī.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra phirē yāna
Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma am
Āmi āmāra śakti ēbaṁ bandha karatē cā'i
Āmi āpani cāna
Āmi āpani cāna

Lekkie, nieregularne światło zaczęło otaczać kocią postać Lucy, cały czas powtarzała niezrozumiane słowa. Czuli że wokół niej zbiera się magia a wraz z nią ciepło.

Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma nā.
Samana biśbajuṛē chaṛiẏē paṛēchē, yā thēkē āmāra kṣamatā, thī.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra phirē yāna
Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma am
Āmi āmāra śakti ēbaṁ bandha karatē cā'i
Āmi āpani cāna
Āmi āpani cāna
Po ponownym wypowiedzeniu całej zwrotki światło wokół magini stało się regularne i żółte, delikatnie otaczało dziewczynę która raz wracała do swojej ludzkiej postać by ponownie stać się znów kotem. Po raz kolejny zaczęła recytować

Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma nā.
Samana biśbajuṛē chaṛiẏē paṛēchē, yā thēkē āmāra kṣamatā, thī.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra phirē yāna
Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma am
Āmi āmāra śakti ēbaṁ bandha karatē cā'i
Āmi āpani cāna
Āmi āpani cāna

Wraz z wypowiadanymi słowami lazurowe światło pojawiło się wokół Gray’a by po chwili cienką linią połączyć się z Lucy. A wraz z tym światłem kajdany na sercu i zamknięty umysł otworzyły się na uczucia u chłopaka. Masa uczuć związanych z przyjaciółmi zaczęła przez niego płynąć. Poczuł że lubi Gajeela, Nakatsu i Natsu jako swych drogich przyjaciół, że wskoczył by za nimi w ogień, kochał ich jak braci. Czuł że oni stali się jego najbliższą rodziną. Poczuł również że lubi Erzę i Wendy które, zawsze go wspierały i choć były jak ogień i woda, i miały różne charaktery to wyły piękne i wspaniałe. Kochał je jak siostry. I poczuł uczucia które skrywał bardzo głęboko, nie chciał żeby one wypłynęły nigdy, bo przez okazanie tych uczuć mógł kiedyś ją zranić. Wiadomo był magiem. Śmierć dla nich nie była obca. A on nie chciał by ona pozostawała w smutku i cierpieniu gdyby go kiedyś zabraknął. Ale teraz poczuł że musi zaryzykować. Przecież nikt nie wie kiedy zginie. Po tym jak to się skończy powie jej jak bardzo ją kocha, jak bardzo jest piękna, jak bardzo jest wspaniała, jak bardzo opierał się temu uczuciu. Ale już dość.

Po chwili trzy gwiazdy wypłynęły z tatuażu chłopaka, ale uczucia nadal płynęły, a wraz z nimi, łzy spokoju i wolności

Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma nā.
Samana biśbajuṛē chaṛiẏē paṛēchē, yā thēkē āmāra kṣamatā, thī.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra phirē yāna
Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma am
Āmi āmāra śakti ēbaṁ bandha karatē cā'i
Āmi āpani cāna
Āmi āpani cāna

Tym razem szkarłatne światło wydobyło się z ciała Erzy, i podobnie jak w przypadku Gray’a połączyło się z żółto- lazurowym światłem otaczającym Lucy, która już  dłużej pozostawała w ludzkiej postaci by ponownie zmienić się w kota. Młoda kobieta poczuła najsilniejsze emocje jakie czuła w swoim życiu, szeroko otworzyła oczy nie tyle z przerażenia a raczej z intensywności tych uczuć. Czuła wszystko, wszystkie do tej pory uczucia, lecz nie panowała nad nimi, nie skrywała ich, każda komórka jej ciała czuła złość, smutek, wściekłość, radość, szczęście, miłość, piękno, ponownie czuła złość, lecz gdy tylko zobaczyła twarz Jellal, który lekko uśmiechał się do niej. Tak jak zwykle poczuła wielkie ciepło i jego miłość. Pierwszy raz poczuła że on ją kocha, lecz wtedy jej uczucia wobec niego dały o sobie znać. Za jednym razem poczuła tak wielką miłość wobec niego połączoną z pożądaniem i szczęściem. Wiedziała że jak Lucy wróci do swojej postaci to porozmawia z nim i wreszcie wyzna mu swoje uczucia bez względu na to czy on ją naprawdę kocha czy też tylko jej się wydaje. Ale zrobi to nigdy więcej nie będzie chowała swoich uczuć głęboko w sobie. Wraz z postanowieniem wypłynęły z tatuażu kolejne trzy gwiazdy.

Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma nā.
Samana biśbajuṛē chaṛiẏē paṛēchē, yā thēkē āmāra kṣamatā, thī.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra phirē yāna
Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma am
Āmi āmāra śakti ēbaṁ bandha karatē cā'i
Āmi āpani cāna
Āmi āpani cāna

Kolejną osobą którą otoczyło światło była Wendy której biały kolor połączył się z tęczowym światłem Lucy. Dziewczynka zaczęła głośno płakać, a z jej oczu płynęły strumieniami szkliste łzy. Nie z powodu bólu czy cierpienia. Ale ze szczęścia. Wreszcie dotarły do niej uczucia wszystkich w gildii. Kiedy ona zamartwiała się i czuła się samotna. Wiedziała że jest doczepieńcem w tej rodzinie, wiedziała że zabrali ją ze sobą bo nie miała gdzie pójść. Lecz to nie była prawda. Wszyscy którzy ją poznali pokochali ją za to kim jest. Za to że jest wspaniałym magiem, za to że jest skromna i cierpliwa, że jest urocza kiedy walczy i kiedy leczy. Z każdej strony dobiegały do niej uczucia wobec niej. Wreszcie zrozumiała że Fairy Tail jest jej rodziną. Szybko i prawie niewidocznie z przepłynęła gwiazda między Wendy a Lucy.

Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma nā.
Samana biśbajuṛē chaṛiẏē paṛēchē, yā thēkē āmāra kṣamatā, thī.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra phirē yāna
Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma am
Āmi āmāra śakti ēbaṁ bandha karatē cā'i
Āmi āpani cāna
Āmi āpani cāna

Teraz nadeszła kolej Juvii. Która cały czas przyglądała się Gray który zaczął się do niej uśmiechać i wydawał się inny niż zwykle. Światło zaczęło ją otaczać lecz było ono inne niż wszystkich, posiadało dwa kolory ciemno niebieski i niebieski, które krążyły wokół niej, po chwili zaczęło się to łączyć z siedzącą na ziemi Lucy. Niespodziewanie poczuła straszny ból głowy, jak by ktoś rozrywał jej czaszkę. Lekko zagryzła wargi i wtedy poczuła. Wściekłość i Spokój. Złość i Dobroć. W jej żyłach czuła raz ciepło a raz zimno. Kiedy fala zimna przepływała przez nią chciała, wręcz pragnęła wszystkich zabić, zniszczyć, niszczyć. Wtedy ból czaszki był najostrzejszy. Lecz po chwili jej ciało ogarniało niesamowite ciepło i wtenczas chciała wszystkich kochać, ratować, uśmiechać się do nich, bronić. A wtedy ból ustępował. Chciała aby to się skończyło, przecież ona nie chciała nikogo ranić, nigdy, lecz wiedziała że to nie możliwe przecież każdy mag raz na jakiś czas będzie musiał kogoś pobić, czy też zabić jakiegoś potwora. Wiedziała też że kocha tę Gildię najbardziej na świecie i zawsze będzie ich kochać. Przecież ona taka jest i nic jej nie zmieni. Każdy człowiek ma w sobie zło i dobro. Ja też. Zrozumiała siebie więc gwiazdy opuściły jej ciało i powędrowały do Lucy, która nadal recytowała zaklęcie.

Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma nā.
Samana biśbajuṛē chaṛiẏē paṛēchē, yā thēkē āmāra kṣamatā, thī.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra phirē yāna
Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma am
Āmi āmāra śakti ēbaṁ bandha karatē cā'i
Āmi āpani cāna
Āmi āpani cāna


Nakatsu zaczął świecić na ciepły kolor pomarańczowy, i ponownie jak pozostali również jego światło złączyło się z Lucy. Przez jego ciało przeszedł zimny dreszcz, poczuł się jakby raził go prąd. Usłyszał również głos swojej siostry. „Wróć do nas. Wróć do wioski. Ja dzięki tobie żyję. Wróć do nas. Wróć do nas. Ona cię nie kocha. Ona cię nie kocha wróć”
To nic że mnie nie kocha, wystarczy że ja ją kocham. Ale kocham też moich przyjaciół. Kocham Fairy Tail, które mimo tego że ich raniłem to mnie akceptuje. Wiem że mnie kochasz siostro, i to nie tylko siostrzanym uczuciem, ale nie mogę wrócić nie pamiętam jak. Taka była cena za wiadomości jak pomóc Lucy. Dziękuję za to że mnie kochasz za to że o mnie pamiętasz. Ale teraz jestem magiem Fairy Tail. Po zrozumieniu swej duszy i serca ponownie gwiazdy Lucy wróciły do niej. Teraz jej ciało zostało otoczone wielo kolorowym światłem. Kolory mieszały się między sobą, lecz nie łączyły się. Które za jednym razem były ciepłe wręcz gorące, a zarazem zimne wręcz lodowate. A ona cały czas z zamkniętymi oczami recytowała, wręcz śpiewała zaklęcie, którego nikt nie rozumiał.


Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma nā.
Samana biśbajuṛē chaṛiẏē paṛēchē, yā thēkē āmāra kṣamatā, thī.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra samparkē phirē āsuna.
Āmāra phirē yāna
Āmi ḍrāgana ēra mēẏē, samrāggī nākṣatra jyāma am
Āmi āmāra śakti ēbaṁ bandha karatē cā'i
Āmi āpani cāna
Āmi āpani cāna

Pozostał Natsu,  wokół którego zebrało się czerwone światło, które płynęło wokół niego strasznie szybko mieniąc się i iskrząc. Wtedy poczuł ból straty i cierpienia. Ten sam który towarzyszył mu jak Igenell go zostawił i znikł, ten sam jak zginęła Lisanna, ten sam kiedy Erza miała być zabita, ten sam kiedy Lucy zniknęła, ten sam kiedy Lucy przeszła na stronę Fadas Morte, ten sam który towarzyszył mu podczas  śmierci Lucy. Ból nasilał się z chwilami w których myślał o Lucy. Wiedział że ją kocha, kocha ją strasznie i mocno. Bardziej niż swego ojca, bardziej niż Lisanne, bardziej niż Erzę, bardziej niż całą gildie. Kochał ją, ale sprawił jej tyle przykrości, tyle łez prze niego wylała, tyle bólu jej sprawił docinkami i złością, której nigdy nie rozumiał. Czasami czół do niej jakby wrodzoną nienawiść, ale przecież ją kochał. Pragnął ją obronić, pragnął zabrać całe jej cierpienie i smutki, pragnął by była szczęśliwa, pragnął ponownie zobaczyć na jej twarzy ten wspaniały i ciepły uśmiech. Pragnął posmakować jej ust, jej ciała. Pragnął ją tulić do snu i budzić się obok niej. LUCY KOCHAM  CIĘ!!  A wtedy jego cierpienie i ból nim spowodowany ustało. W umyśle pojaśniało, emocje uspokoiły się. I poczuł smutek, spokojny smutek po stracie osoby, którą się kocha nad żucie. A z jego tatuażu wyleciały trzy gwiazdy i trafiły prosto w serce Lucy. Wielkie światło które gromadziło się wokół dziewczyny wybuchło świecąc jasno i powodując silny podmuch powietrza które zmiotło poszukiwaczy gwiazd rozdzielając ich od siebie. Każde z nich uderzyło w drewnianą podłogę. Wstrząśnięci przeżyciami i tym jak mocno zostali odrzuceni szybko i zarazem równocześnie wstali patrząc w miejsce gdzie siedziała Lucy. Lecz nie było jej widać. Wielka ilość różno kolorowego światła tworzyła ogromną trąbę powietrzną, która z wielką siłą  rozbiła witraż który umieszczony był w dachu, który przedstawiał ich znak rozpoznawczy. Delikatne i kolorowe szkło spadło gradem na wszystkich członków gildii,  rozległ się krótki krzyk paniki, który natychmiast się skończył, i nastała ciężka cisza. Wszyscy patrzyli tam gdzie przed chwilą była trąba powietrzna a teraz zamiast niej pojawiła się Lucy w swojej postaci. Po chwili ręce dziewczyny rozłożyły się a jedno z oczu powił dziwny znak. Wszyscy patrzyli przerażeni i niepokojem, na całe to zdarzenie. Po chwili Mistrz krzyknął:
- NIEEE!!!
- To nie moja wina mistrzu- rzekła Lucy, lecz jej głos był inny taki odległy, cichy i spokojny przepełniony szczęściem i bólem, choć nie poruszała ustami to i tak każdy ją słyszał- Przyjaciele wracam do swojej postaci. Nie martwcie się, nie płaczcie, nie smućcie się, niech wasze twarze zawsze będą przepełnione uśmiechami, niech zawsze rozbrzmiewa w tej i innych gildiach śmiech. Dzięki temu że was poznałam byłam gotowa na zmianę waszego przeznaczenia. Dzięki temu że was poznałam zrozumiałam co oznaczają takie słowa i uczucia jak Kocham, lubię, przyjaciele, zabawa, uśmiech, dobroć i rodzina. Nikt na świecie nigdy nie miał takiej rodzinny jak ja. Strasznie się dzięki temu cieszę. Naprawdę. Przeze mnie, przez to że się urodziłam wasze rodziny zostały zniszczone i świat mógł być zniszczony. Ale nie martwcie się zawsze pozostają drogi które ludzie mogący zmieniać przeznaczenia mogą iść. Zawsze będę was kochać jako moją jedna rodzinę.- jasne światło które pulsowało wokół dziewczyny zmieniło kolor na czarny, ziemia zaczęła się trząść, uśpione wulkany zaczęły wybuchać, na dworze zaczęło padać a niebo przeszywały błyskawice, na morzach powstawały ogromne fale, wiatr dmuchał mocno zrywając liście z drzew i łamiąc stare gałęzie, gdzieniegdzie dało się słyszeć głośne, przerażające ryki jakby świat na nowo chciał się stworzyć. Czarna poświata zaczęła pochłaniać z chwili na chwile Lucy która się smutno uśmiechała. Patrzyła po raz ostatni na swoją rodzinę. „Nigdy nie będziecie cierpieć. Będziecie bezpieczni.”
Natsu patrzył z przerażeniem na to jak znika, jak znów ja traci, a przecież jeszcze nie wypowiedział jej słów do których tak trudno było mu dotrzeć. Rozejrzał się dookoła widział zapłakane twarze swoich przyjaciół wpatrujące się w postać Lucy wiszącej wysoko. Jego uczucia do niego wreszcie dotarły a on nie mógł ich wyrazić bo ona znów znikała, bo znów miał ją stracić. Poczuł wściekłość i złość, nienawidził jej za to że zawsze robi wszystko sama. Czół że teraz wszystko się zmieni, czuł że nigdy więcej jej nie zobaczy, że w jakiś sposób o niej zapomni, jeżeli ona zniknie
- DLACZEGO?!- krzynkął rozpaczliwie chłopak- DLACZEGO ZNÓW UCIEKASZ?! DLACZEGO DZIAŁASZ SAMA?! DLACZEGO PONOWNIE WSZYSTKICH RANISZ UMIERAJĄC PONOWNIE?! JESTEŚ NASZĄ PRZYJACIÓŁKĄ! NASZĄ RODZINĄ! NIE CHCEMY CIĘ STRACIĆ!!!!- krzyczał głośno
- Natsu… to nie moja prawdziwa postać. Jestem inna w rzeczywistości… nie zrozumiesz… przykro mi Natsu… naprawdę mi przykro… nigdy nie chciałam was ranić… nie chce byście cierpieli… Wybaczcie. Kocham was wszystkich…
- JEŻELI NAS KOCHASZ TO ZOSTAŃ !! ZOSTAŃ Z NAMI!!! NIE WAŻNE W JAKIEJ POSTACI!!! I CZEGO MAM NIE ROZUMIEĆ?! – krzyczał jak najgłośniej w swoim życiu, po raz drugi również płakał, strumienie łez płynęły z jego oczu patrząc jak jego ukochana coraz bardziej pożerana jest przez czarne światło, kiedy uśmiechała się ale było widać w jej oczach smutek i ból że odchodzi- I ZA CO MA BYĆ CI PRZYKRO!? ZA CO MAMY CI WYBACZYĆ?! NIE CHCESZ NAS RANIĆ NIE CHRZAŃ! JAK ODEJDZIESZ NAJBARDZIEJ NASZ ZRANISZ! LUCY ZOSTAŃ JA CIĘ KOCHAM!!!!!!!!!- spojrzał w górę, nie zauważył kiedy ciemności pochłonęła tak bardzo Lucy że pozostała tylko mała część twarzy na której było widać pojedyncze łzy i delikatny słodki uśmiech.  I w tym momencie przez umysły wszystkich członków przeleciały wspomnienia Lucy.
- Natsu…. Ja……….- usłyszał jej głos w głowie, nagle piorun uderzy w jedną z wierz gildii i rozległ się ogromny huk, a czarne światło zniknęło wraz z Lucy.
- Lucy? Lucy? Luuuuuuuuuuuccccccccccccyyyyyyyyyy?!!!!!!!!!!!! LLLLLLLUUUUUUCCCCCYYYYYY!!!!!!!!!!!- rozległ się ryk Natsu Salamandra wołającego swoją ukochaną, która zniknęła w ciemności, powracając do swojej prawdziwej postaci. Wydał głośny ryk, gdyż jego serce pękło, zostało przebite, rozbite, zniszczone. Czuł wściekłość, złość bo nie potrafił pomóc swojej ukochanej, nie zdążył jej wyznać wszystkich swoich uczuć tego jak bardzo ją kocha, jak bardzo ją szanuję za to ile przeszła a nadal potrafiła się uśmiechać, za to że potrafiła dostrzec w ludziach dobroć, za to że zawsze ich chroniła, za to że piekła wspaniałe ciasta, za to że opowiedziała mu wszystko o sobie, za to że pozwoliła mu ją trenować, za to że opowiedziała mu o jego ojcu Igenellu, za to że w innym świecie i w innej przyszłości mieli mała wspaniałą córkę, za to że pierwsza walczyła z nim na poważnie. Chciał ją przeprosić za wszystkie przykrości i ostre słowa jakie od niego usłyszała, za to że bardzo ją zranił każąc odejść jej z gildii, za to że się z niej naśmiewał. Pragnął by wróciła weszła tymi drzwiami jak zawsze i uśmiechała się do każdego. Przecież to nie tak miało być miała wrócić do swojej postaci. Miała być tą dawną Lucy. Nie miała znikać. Kolejne łzy płynęły po jego twarzy. Z każdą jego myślą, z każdym wspomnieniem jego serce rozdzierało się na kawałki, czuł tysiące igieł wbijanych w jego serce, za każdym razem jak przypomniał sobie jej uśmiech. Ogarnęła go straszliwa samotność. Wydał kolejny przerażający ryk. Nagle przez jego umysł przeszła biała iskra i zamroczyła jego zmysły. Wydał kolejny ryk Smoczego Zabójcy Natsu Salamandra a otoczenie wokół niego zaczęło robić się czarne tak samo jak wokół jego przyjaciół. Jego ryk rósł w siłę, a wraz z nim jego cierpienie, smutek i samotność. A ciemność  wokół niego się zbierająca, pochłonęła go całkowicie.


„Nigdy nie będziecie cierpieć. Będziecie bezpieczni”

---------------------------------------------------------------------
The End?
Ende?
Owari?




2 komentarze:

  1. pierwsza! :D czytając ten rozdział popłakałam się na końcu. po prostu wzruszające. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. On... Ona... On...
    Kuro i Vivi: GRAY NAS ZDRADZA!!!!!!!!!!!!!!! *przytulają się do siebie i ryczą*
    *do pomieszczenia wchodzi wysoki chłopak o lekko rudych włosach i zielonych oczach* Sho~! *rzuca się na niego*
    Sho: Co się stało Vivi-chan? *przytula ją*
    Bo..bo... Bo Natsu i Lucy nie są razem, a Gray zdradza mnie i Kuro~! T^T
    Sho: Ciiii *głaszcze ją po włosach*
    A właśnie! YoYo-chan! Pragnę przedstawić ci mojego.... "Asystenta". Sho przywitaj się ładnie!
    Sho: Ohayo YoYo-sama *uśmiecha się zawadiacko* Bardzo podoba mi się ten rozdział. Jest taki... Szczery.
    Nie podlizuj się! *uderza go w tył głowy* Ale ma racje. Rozdział jest zajebisty! I, i...
    Kuro: I wybaczymy nawet ten moment z Gray'em!
    Właśnie! Ale... Ja chcę więcej! Oczywiście więcej NaLu ^ ^
    Sho: *przytula Vivi od tyłu* Więc przesyłamy wenę, czekoladę...
    Kuro: I alkohol! *uśmiecha się szeroko*
    Żyję z debilami -.- Do następnego- mam nadzieję ukazanego w najbliższym czasie- rozdziału ^ ^

    OdpowiedzUsuń